24 września 2019

Dlaczego musiałem to być ja?

Logan

Wszystko było w porządku. Było blisko. Cholera, było za blisko.
Beau wylądował w szpitalu znacznie szybciej, niż którakolwiek z poprzednich ofiar. Znalazł się w najlepszej sytuacji z nich wszystkich. Pół godziny dłużej i pewnie leżałby teraz w śpiączce, zamiast jeść galaretkę i żartować o jej gibkości.
Pozwolili nam go odwiedzić już dzień po incydencie. Tym razem nie uciekaliśmy bocznymi wyjściami – administracja szkoły zlitowała się nad nami i pozwoliła nam odwiedzić przyjaciela w szpitalu. Tak samo nie podaliśmy prawdziwych nazwisk przy recepcji szpitala, tylko podaliśmy się za Turnerów.
– Mógłbym zażyczyć sobie, co tylko mi się wymarzy – odezwał się Beau, wpatrzony w czerwoną galaretkę – ale galaretka wydaje się być takim typowo szpitalnym jedzeniem. A może po prostu naoglądałem się za dużo amerykańskich filmów. Galaretka dobra.
Ciężko było stwierdzić, ile z tego było spowodowane lekami, a ile było normalnymi rzeczami, które mówił na co dzień. Granica zdawała się zacierać.
– Doktor powiedział, że wypuszczą mnie na halloween – mówił dalej. – Gdybym chciał, mógłbym iść już teraz, ale byłbym idiotą, nie opuszczając kilku zajęć więcej, kiedy mam do tego taki pretekst. Szkoda tylko, że przegapiłem mecz.
Beau został ściągnięty z lodowiska na kilka minut przed rozpoczęciem się gry. Nie została ona odwołana, ale drużyny grały z jednym zawodnikiem mniej. Główny skład wygrał czterema punktami, ale ze względu na Beau postanowili przesunąć uczczenie wygranej na później, kiedy on już wydobrzeje.
Usiadłam na krześle przy jego łóżku, a Bailey stanął za mną.
– Zbadali twój napój – powiedział Bailey. – Był w nim rozpuszczony narkotyk. Podobno to to samo, co u Praveena.
– Beau? Skąd to...?
Odłożył kubełek po galaretce na stolik obok, po czym skrzyżował ręce w powietrzu i potrząsnął przecząco głową.
– Nie wiem, skąd to się tam wzięło, przysięgam. Nigdy bym tego nie tknął, gdybym wiedział. Ktoś musiał mi czegoś dosypać, kiedy się przebierałem. Tylko wtedy nie miałem przy sobie picia.
– Kto mógłby coś takiego zrobić?
– Myślałem, że wszyscy mnie lubią. – W głosie Beau zabrzmiała nuta rozczarowania. – Może oprócz Praveena, wciąż próbuję go do siebie przekonać.
Praveen nie mógł dodać niczego do napoju Beau, będąc w szpitalu. Chłopak miał dość dobre alibi. Nasz przestępca musiał mieć dostęp do szatni. Co znaczyło, że albo należał do drużyny albo tylko pojawił się na chwilę w szatni. Trzeba było przesłuchać inne osoby z drużyny.
– Nie widziałeś niczego podejrzanego? Beau, ktoś chciał cię zabić, to poważna sprawa.
– A wy co, śledztwo prowadzicie? – parsknął Beau. – To całkiem pociągające, Nancy Drew. Nie widziałem tam nikogo, oprócz chłopaków z drużyny. Ava przebierała się w innym miejscu.
– Czekaj, czy to znaczy, że ja jestem Nedem? – wtrącił się Bailey.
– Co? Nie. Ja jestem Nedem, ty możesz być Bess albo George.
I zaczęli się kłócić o postaci z Nancy Drew. Bailiemu nie spodobała się opcja ani Bess ani George, przyjaciółek Nancy, ale Beau twierdził, że nie mógł być Nedem, skoro to chłopak Nancy, a Bailey jest moim bratem. Przecież nie żyjemy w jakimś stanie USA, żeby to było akceptowalne.

Bailey

Październik dobiegał już końca. Chcieliśmy jak najszybciej zamknąć śledztwo, co oznaczało, że musiałem spędzić trochę czasu z moją najbardziej (nie)ulubioną osobą w szkole. Dlaczego to zawsze spotyka mnie? Dlaczego? Logan marnowała czas na zdecydowanie za dużo spotkań i rozmów z Beau, a na mnie spadało to, co najgorsze. Teraz, kiedy on spędzał kilka dni w szpitalu, mogła przynajmniej zająć się kimś innym. Będzie dobrze, próbowałem przekonać sam siebie, z niewielkim powodzeniem.
Will powoli zbierał swoje rzeczy po matematyce. To były nasze ostatnie zajęcia tego dnia, wszyscy chcieli już tylko iść do swoich pokoi i chwilę odpocząć. Też chciałbym to zrobić, ale czekała na mnie praca do wykonania.
– Ej, Hammond, czekaj – zatrzymałem go, lekko chwytając go za bark. Był ode mnie kilka centymetrów niższy, co, muszę przyznać, bardzo mi odpowiadało. – Wiem, co i z kim robiłeś w Luton.
Chłopak zamarł wpół kroku. Szybko jednak się pozbierał i obrócił do mnie.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Wydaje mi się, że wiesz. Mam zdjęcia, jeśli trzeba odświeżyć ci pamięć.
Will zbladł. Gdyby ktoś mnie obwinił o branie narkotyków od znanego gangstera, też bym się przestraszył. Tylko że w moim przypadku oskarżenie okazałoby się fałszywe.
– Blefujesz.
– Spokojnie, na razie nie planuję ich upubliczniać – zapewniłem go, zaciskając dłoń na jego barku trochę mocniej. – Davidowi by się to nie spodobało, nie sądzisz?
Po usłyszeniu imienia Michaelsona wiedział, że wiem. Że rzeczywiście tam byłem. Przełknął głośno ślinę. Dręczenie go dawało mi zbyt wiele przyjemności. Rozejrzał się na boki, szukając pomocy, ale w sali zostaliśmy tylko my. Nie miał mu kto pomóc. Szybko to zrozumiał.
– Chcę tylko wiedzieć, co zrobiłeś, żeby się tak wkopać – dodałem.
– Robiłem to, co zawsze, tylko dałem się wykiwać jakiemuś skurwielowi. Nie wiem, komu.
– Jesteś pewien, że nie wiesz?
Skrzywił się i spróbował wyrwać z mojego uścisku. Bezskutecznie. Przez ten niepotrzebny ruch tylko zwiększyłem nacisk na jego ramię.
– Gdybym wiedział, to sam bym się nim zajął. Kurwa, puść mnie.
Zrobiłem to. Odsunął się na kilka kroków i wygładził marynarkę. Pewnie jeszcze dzisiaj zleci komuś wypranie jej, by pozbyć się z niej moich zarazków. Albo ją wyrzuci, przecież było go na to stać.
Może i cholernie mnie irytował i najchętniej (znowu) bym mu przyłożył, coś mi podpowiadało, że mówił prawdę. Niczego więcej nie byłem w stanie się od niego na razie dowiedzieć. Ale wciąż mogłem wykorzystać zdjęcia w przyszłości.
Spojrzał na mnie jeszcze raz tym lodowatym spojrzeniem niebieskich oczu i ostrzegł:
– Ostatnio ludzie miewają tu nieprzyjemne wypadki. Radziłbym ci uważać.

Logan

Przebrany za Obamę Andreas uniósł w górę swój kieliszek. Obejmował ramieniem Beau, którego strój wyróżniał się w tłumie. Ciemnoniebieski płaszcz, kamizelka i wysokie buty wyglądały jak wyjęte prosto z czasów rewolucji amerykańskiej. Ledwo wyszedł ze szpitala, a już wlewał w siebie litry alkoholu, jakby chcąc uczcić przeżycie, doprowadzając się do nieprzytomności.
Halloween w Akademii należało do jednych z najważniejszych dni w roku, przynajmniej dla grupy, do której wcisnęliśmy się z Bailim. Andreas zorganizował imprezę halloweenową, połączoną z przywitaniem Beau z powrotem w szkole, po kilku dniach nieobecności. Tego samego dnia do Akademii wrócił Praveen, który również został zaproszony, ale zdecydował się nie pojawić.
Tym razem na miejsce zaprowadził nas Andreas. Okazało się, że po świątecznym przyjęciu postanowił zaufać nam na tyle, żeby pozwolić nam iść bez opasek na oczach. Skradaliśmy się po korytarzach, unikając ochroniarzy. I, jak początkowo przypuszczałam, sekretne pomieszczenie znajdowało się na najniższym piętrze, zaraz przy sali filmowej. Ściana z szarej cegły, przypominającej kamień, wyglądała niepozornie, dopóki chłopak nie położył dłoni na dwóch niepozornie wystających cegiełek i lekko je popchnął, ukazując ukryte drzwi. Tak samo jak ostatnim razem, przywitała nas głośna muzyka, a na środku pokoju stał Beau z wypitym do połowy drinkiem w ręce.
– O, hej wam, tęskniłem – przywitał się, gdy znaleźliśmy się dostatecznie blisko, by usłyszeć do przez muzykę.
– Niezły strój – pochwaliłam go.
– Dziękuję. Widziałem Hamiltona dwa razy na Broadwayu. Wait for it? Perfekcja.
Pozwoliłam mu opowiadać sobie o Hamiltonie przez następne dziesięć minut. Mówił o musicalu z taką pasją, z jaką Bailey mówi o nowych smakach pączków w naszej ulubionej cukierni. Dowiedziałam się, że Hamilton został odrzucony przez chrześcijańską szkołę, ponieważ jego rodzice nie byli małżeństwem; że kiedy król Jerzy śpiewa, to jest podświetlany na czerwono, oprócz momentu, gdy śpiewa “I’m so blue”, a światło zmienia się na niebieskie, a także, że Hamilton zdradził swoją żonę z jakąś laską, która przyszła do niego po pieniądze. Czy to spoiler, jeśli to historia? Beau zanucił nawet swój ulubiony fragment (“Death doesn’t discriminate; between the sinners; and the saints; it takes and it takes and it takes; and we keep living anyway...”). Wielka szkoda, że nie należał do chóru, bo chętnie usłyszałabym całość na listopadowym balu.
W tym czasie Bailey dołączył do reszty grupy, zajmującej dużą kanapę pod ścianą. Zdawali się dobrze bawić. Na stoliku stało kilka misek z przekąskami, ale oni zajmowali się głównie opróżnianiem butelek z alkoholem droższym niż jakakolwiek moja własność.
Brak Simone i Elli nie był dla mnie zaskoczeniem. Zostały tymczasowo skreślone z grupy. Kto nie skreśliłby swoich przyjaciół, jeśli dowiedziałby się, że może zabili innych, bardziej lubianych przyjaciół?
– W grudniu na Broadway wchodzi Dear Evan Hansen. – dodał na koniec Beau. – Może się ze mną wybierzesz, co?
– Beau – upomniałam go.
– Doooooobra. Zapytam w grudniu. A co do twojego stroju, jest dużo lepszy, niż ten świąteczny. Co prawda, we wszystkim wyglądasz dobrze, ale ten jest naprawdę dobry.
Tak, jakby to było trudne do osiągnięcia. Dwa dni przed Halloween Bailey zadzwonił do szefa i nie dał mu spokoju, dopóki ten nie zgodził się załatwić nam dwóch porządnych kostiumów. Na świątecznej imprezie mogliśmy sobie pozwolić na coś mniej ekstrawaganckiego, ale nie tutaj. Ja skończyłam w stroju Scarlet Witch, który sprawiał, że czułam się, jakbym rządziła całym światem. Gdy dowiedziałam się, co dla mnie wybrał, próbowałam przekonać Bailiego, by załatwił sobie kostium Quicksilvera, brata Scarlet Witch, ale się nie dał. Zamiast tego puszył się w czarnym futrze Jona Snowa.
– Dzięki, Beau. Pewnie cię to nie zaskoczy, ale Bailey go wybrał.
– To wiele tłumaczy.
Odciągnęłam go jeszcze kawałek dalej od reszty.
– Chcę cię lepiej poznać – powiedziałam, na co on uniósł lekko brwi. – Na razie wiem niewiele ponad to, że umiesz śpiewać, masz obsesję na punkcie Hamiltona, masę przyjaciół i z jakiegoś powodu należysz do KEZ-u. Opowiedz mi więcej o sobie.
Podrapał się w tył głowy, spoglądając gdzieś w bok. Zerknęłam w tamtym kierunku, ale stała tam tylko pusta kanapa. Reszta osób wciąż siedziała razem w grupie, a Bailey ich zabawiał. Właśnie opowiadał jakiś żart, a siedzący obok niego Ava i Dre głośno się roześmiali.
Beau złączył nasze dłonie i zaprowadził mnie do opuszczonej kanapy, na której usiedliśmy. Z tej odległości nikt nie mógł podsłuchać naszej rozmowy.
– Co chcesz o mnie wiedzieć? Jestem otwartą książką. Powiem ci wszystko.
– Ach, tak? Powiedz mi coś o swojej rodzinie.
Pokręcił głową, rozbawiony.
– Od razu przechodzisz do ciężkich tematów. W porządku. – Dopił szybko swojego drinka i jeszcze raz rozejrzał się dookoła, upewniając się, że na pewno nikt nas nie podsłuchiwał. – Moja rodzina... Nie jest najgorsza. Matka kolekcjonuje dzieła sztuki, ojciec jest chirurgiem, a ja latam do Nowego Jorku, żeby oglądać przedstawienia.
– A teraz powiedz mi coś ciekawego.
– Dobra, ale nie rozpowiadaj innym, bo to trochę żenujące – Ściszył głos i spoważniał. – Straciłem dziewictwo dopiero dwa lata temu. Wiem, późno, ale chciałem, żeby to było coś specjalnego.
Nie wyobrażaj sobie tego. Nie rób tego.
– Wiesz, że nie o to mi chodziło – burknęłam w odpowiedzi, przewracając oczami. – Daj mi coś dobrego.
Beau pochylił się w moją stronę, przez co dotarł do mnie alkoholowy zapach jego oddechu. Wypił znacznie więcej, niż powinna osoba, która dopiero co została wypisana ze szpitala. To, jak dawał radę wciąż mówić z sensem, pozostawało dla mnie zagadką.
– Mogę ci podać sekret każdej osoby w tym pomieszczeniu... i kilku poza nim. Jestem jak ludzka biblioteka aleksandryjska – wyszeptał wyzywająco. – Ale chcę coś w zamian.
– Ach, tak? Co takiego?
– Pójdź ze mną na bal jesienny. To może być platoniczne, nie będę się narzucał, ale pójdź ze mną.
– Lepiej, żeby te sekrety były tego warte.
Wyprostował się i wyłamał palce. Zaczął swoją opowieść od osób, których nie było tutaj z nami. Na pierwszy ogień poszedł Praveen i jego podglądanie dziewczyn na kamerach, co tylko potwierdzało nam teorię, że chłopak miał dostęp do nagrań. Następni byli Pris i Lance, którzy przypadkiem spalili jeden z domów należących do rodziny dziewczyny podczas sekretnego spotkania. Ava okazała się być odpowiedzialną za rozbicie dwóch małżeństw – mężczyźni woleli młodą i dziką dziewczynę od swoich żon.
– Andreas – Baeu zamilkł na chwilę, spoglądając ciekawsko na drugą stronę pokoju. Muzyka zagłuszała słowa, ale Dre zdawał się kłócić o coś z Bailim. Nie wyglądało to na agresywną kłótnię, a zwyczajną, przyjacielską. Odchrząknął, wyrywając się z zamyślenia. – To on znalazł to pomieszczenie. Podobno jego dziadkowie należeli do sekretnego stowarzyszenia, spotykającego się właśnie w tym miejscu. Nie wiem, ile z tego, to prawda. Ponoć informacje o tym są w kronikach jego rodziny.
Beau nie przerywał swoich opowieści. Nie wyjaśniał też, skąd wie wszystkie te rzeczy, a ja nie pytałam. Co mnie zaciekawiło, według niego Henke został raz aresztowany za posiadanie narkotyków, ale sprawa szybko padła w niepamięć dzięki kontaktom jego ojca. W jego aktach znajdowała się jedynie krótka wzmianka, że dostał raz karę za niedozwolone substancje, ale poza tym nic. Nie po raz pierwszy coś takiego zostało zatuszowane.
– Ella jest spłukana – mówił dalej, nie robiąc żadnych przerw, jakby miał to wszystko już od dawna przygotowane. – Złe inwestycje, kasa przepadła, a teraz żyją z pożyczek. Raczej marne to życie.
Ta informacja mnie zainteresowała. Skoro jej rodzinie brakowało pieniędzy, dziewczyna próbowała ratować się nielegalnymi sposobami, żeby przetrwać w Akademii. Beau pewnie nie był nawet świadomy, jak ważną informacją się ze mną podzielił.
Chłopak, który mógł pozwolić sobie na loty do Nowego Jorku, kiedy tylko chciał, nie znał trudności, z jakimi muszą na co dzień radzić sobie uboższe osoby. Gdy on chodził do najlepszych szkół w kraju i pławił się w luksusach, ja po zajęciach pomagałam rodzicom w pracy, żeby mogli nieco odpocząć.
– Nie zdążyłem jeszcze rozgryźć ciebie i Bailiego – powiedział już poważniej. Przechylił głowę, uważnie studiując moją twarz, jakby szukając w niej odpowiedzi na wszystkie jego pytania. – Jest to strzał w ciemno i nie chciałbym, żebyś się obraziła, gdybym nie miał racji... Jesteście tu na stypendium? Nie mam nic złego na myśli – dodał szybko. – Wydajecie się być inni, niż reszta. Może przez to tak mnie do ciebie ciągnie.
– Na stypendium, co? Wyglądam, jakbym była na stypendium? – Wskazałam dłonią swój strój. Musiał kosztować fortunę. – Jeszcze się nad tym zastanów. O kim jeszcze możesz mi powiedzieć?
Przyłożył palec do ust, powoli odchylając ciało coraz bardziej do tyłu, aż opadł na miękkie poduszki.
– O, Hammond. Hammond ma jakiś układ z jedną z nauczycielek. Nie wiem, jak to zrobił, ale podpisuje mu przepustki, kiedy tylko chce gdzieś wyjść.
– Serio? Zazdroszczę. Też by mi się taka przydała – odparłam, maskując śmiechem swoje zaintrygowanie. – Niech zgadnę... Wilson?
– Skąd wiedziałaś?
Wzruszyłam ramionami.
– Właśnie mi to potwierdziłeś. A ty, jaki ty masz sekret?
Wydął usta, jakby zastanawiając się, ile może mi powiedzieć. Co prawda, był już dość pijany, a ja nie upewniłam się jeszcze, na ile można ufać jego słowom.
– Wydaje mi się, że Simone próbowała mnie zabić.


Nie jestem w stanie przeżyć rozdziału bez mojego ulubionego dziecka, więc wszystko z nim w porządku i jest go dużo (jak zwykle)

2 komentarze:

  1. Beau to mój spirit animal. I ma cudowny gust w musicalach i piosenkach z tych musicali. I tak, galaretki w szpitalach są bardzo amerykańskie? Jaki to ma w ogóle cel? Czy to przez żelatynę??
    Will fuj vol.2. Mógłby się nie odzywać, albo ktoś mógłby wyrwać mu język.
    Logan: "jestem super bogata, widzisz moją sukienkę która nie mam pojęcia ile kosztowała bo jej nie kupiłam" to coś co na pewno bogaci ludzie mówią conie
    Zawsze mogła pochwalić się, że widziała dwa razy hamiltona na brodwayu, nie ma wyższej oznaki bycia bogatym
    Czy powinnam to skończyć, żeby dowiedzieć się kto naprawdę próbował skrzywdzić Beau? Pewnie tak, to najistotniejsze pytanie
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wyrwanie mu języka to ciekawa propozycja, zastanowię się nad tym
      powinna powiedzieć że nie wie ile kosztują banany. ile mogą kosztować banany, 15 funtów?
      zdecydowanie powinnaś to skończyć, chcę wiedzieć co ty na to

      Usuń