26 października 2019

Sukienka

Logan

Henke, Simone, Henke, Simone, Henke, Simo- Czy możemy się wreszcie dowiedzieć, kto to? Gdybyśmy chociaż znali płeć osoby, której szukamy, moglibyśmy wyeliminować część podejrzanych. Nadal na liście mieliśmy osoby poza Henke i Simone, ale to właśnie oni zajmowali najwyższe miejsca .
Kto mógłby chcieć pozbyć się Trenta, Lance’a, Alice, Praveena i Beau? I dlaczego? Co takiego zrobili, że komuś w takim stopniu podpadli? Zdawali się nie mieć nic wspólnego poza tym, że wszyscy uczyli się w Akademii.
Każdego dnia po zajęciach siedzieliśmy z Bailim do późnych godzin, w kółko czytając akta podejrzanych, przeglądając ich plany zajęć, swoje notatki i wszystko inne, co znaleźliśmy i wydawało się przydatne. Rozwiązanie zdawało się w zasięgu ręki, ale brakowało nam kilku ważnych informacji, wiążących wszystkie wydarzenia.
Jako że zostało coraz mniej czasu do balu jesiennego, Pris postanowiła, że nadszedł czas na kupno odpowiednich strojów. Okazało się, że zdobycie przepustki na wyjście jest dziecinnie proste – wystarczy być dziewczyną i upierać się, że potrzebuje się nowej sukienki. Od razu pozwolili nam wyjść.
Pris wzięła sprawy w swoje ręce i zabrała mnie i Avę na zakupy do najbogatszej dzielnicy. Przeszłyśmy obok dziesiątek sklepów, których same wystawy sprawiały, że czułam się biedna jak mysz kościelna. Czy ludzie naprawdę potrzebują ubrań za kilkanaście tysięcy? Gdyby one chociaż wyglądały dobrze, ale większość z nich można by równie dobrze położyć koło zwykłych szmat i nie byłoby widać żadnej różnicy.
Dziewczyna w końcu zatrzymała się przed ogromnym sklepem z połyskującymi sukniami na wystawie. Wyglądały jak takie, w których pojawiłyby się na rozdaniach nagród gwiazdy pokroju Blake Lively czy Taylor Swift. Przepiękne, błyszczące i w cenie mojego rocznego dochodu.
Weszłyśmy do środka, a ja starałam się wyglądać, jakbym była przyzwyczajona do takich luksusów. Przy wejściu od razu przywitała nas uśmiechnięta młoda kobieta, oferując nam pomoc, ale Pris od razu odmówiła, twierdząc, że wie, co robi. Pomieszczenie było dobrze oświetlone wiszącymi diamentowymi żyrandolami, na samym środku stało sięgające sufitu lustro, a kawałek dalej kryły się przymierzalnie. Po bokach porozmieszczane były wieszaki z sukniami – każda tylko w jednym egzemplarzu, bez jakiejkolwiek informacji o cenie. Wszystko było w porządku.
– Lance będzie na balu? – zapytałam Pris, gdy ta przyglądała się długiej różowej sukni z cekinami.
W tej samej chwili ona i Ava zwróciły swoje głowy w moim kierunku, niczym demony w horrorach.
– Akademia niechętnie akceptuje osoby z zewnątrz – zaczęła ostrożnie Pris. – Udało mi się dodać go na listę zaproszonych tylko dzięki temu, że jeszcze w tym roku się tu uczył.
– Zobaczysz, kretyni spróbują go przekonać, żeby wrócił – dodała Ava.
– Spróbuję trzymać go przy sobie. Będzie stał i ładnie przy mnie wyglądał. A wy? Wybieraaaacie się z kimś?
– Ha, jasne. Prędzej prześpię się z losowym chłopakiem na balu, niż pozwolę jakiemuś ze mną iść.
– Logan?
Czy byłam umówiona z Beau? Czy pamiętał, że się na to zgodziłam? Ilość alkoholu, jaką wtedy wypił powaliłaby zwykłą osobę, a on może nawet uszedłby za trzeźwego, gdyby nie lekkie zataczanie się, gdy chodził po dolewki. Szanse, że o tym zapomniał zdawały się być niemalże zerowe.
– Chyba idę z Beau – odpowiedziałam jej, przyglądając się sukienkom na wieszakach. Każda kolejna wyglądała milion razy lepiej od poprzedniej. – Jeśli się nie rozmyślił.
Ava cicho zagwizdała, jakby zadowolona moją odpowiedzią.
– Nasz syn wreszcie znalazł sobie kogoś porządnego – powiedziała z zachwytem, udając, że ociera dłonią łzę. – Pris, doczekałyśmy się.
– Muszę przyznać, jest dobrą fasolką, ale pamiętaj, Logan, zawsze masz jeszcze inne opcje. Rozejrzyj się, może znajdziesz kogoś innego, kto będzie do ciebie bardziej pasował.
Gdyby Pris nie miała swojego Lance’a, to może uznałabym, że do mnie zarywa. Ale ma, więc odpada. Przecież nie będę odbijać chłopakom dziewczyn... Dlaczego właściwie o tym myślę? To nawet nie jest opcja. To podejrzani. Żadnych niestosownych kontaktów z podejrzanymi, przypomniałam sobie.
Rozmowa szybko zeszła na resztę grupy. Ella podobno szła na bal z Willem (co?), a o Simone wiadome było jedynie, że wybiera się na bal tylko dlatego, że musi – inaczej jej rodzina by się wściekła (bogaci ludzie widocznie nie mają prawdziwych problemów, kto by pomyślał). Z tego, co wiedziałam, jedyną osobą, jaka z nią rozmawiała, był Beau; nie była to miła konwersacja.
Henke, Praveen i Dre idą sami. Może jako trio, kto wie? Mają jeszcze kilka dni na znalezienie sobie partnerów, oni jednak nie zdawali się tym zainteresowani. Za każdym razem, gdy przy Henke lub Dre padało słowo “bal jesienny”, oboje wyglądali, jakby mieli zaraz zwymiotować. Praveen z kolei prawie w ogóle się nie odzywał, odkąd wrócił do szkoły. Jadł przy stoliku z nami wszystkimi, ale tylko żuł w ciszy i łypał na wszystkich podejrzliwie.
– A Bailey? – zapytała Ava, ściągając krótką szkarłatną sukienkę z wieszaka. – Ma kogoś?
Bailey. Śmieszne. Mój Bailey miałby kogoś mieć? Ten, który nie akceptuje niepostępowania względem protokołu w tej jednej konkretnej sprawie, którą jest utrzymywanie relacji z podejrzanymi na profesjonalnym poziomie. On? Och, chciałabym to zobaczyć. Może i zgodziłam się iść z Beau, ale to właśnie z Bailim spędzę więcej czasu. Jaka byłaby ze mnie partnerka, gdybym olewała go przez cały bal?
– Nic mi nie mówił – odpowiedziałam Avie zgodnie z prawdą.
Ava tylko wzruszyła ramionami i odeszła przymierzyć sukienkę, zupełnie jakby odpowiedź wcale się dla nie liczyła.
Gdy dziewczyna zniknęła za drewnianymi drzwiami przymierzalni, Pris podeszła do mnie z fiołkową suknią w dłoniach. Trzymała ją jak małe dziecko; jakby była jej skarbem.
– Jest idealna dla ciebie. – Uśmiechnęła się uroczo. To był uśmiech z serii: “Nie możesz mi teraz odmówić”. – Po kilku poprawkach, ale tym zajmie się moja mama, nie masz się czym przejmować. To jej sklep, wiesz?
– Pris, nie mogę...
Ale ona wcisnęła mi sukienkę w ręce, ciągle się uśmiechając, co po krótkim czasie stało się poniekąd przerażające. Jej oczy nieco się rozszerzyły, a usta były wykrzywione jak u lalki, która nigdy nie może przestać się uśmiechać.
– To prezent. Nie możesz odmówić prezentu.

Bailey

To ja miałem chodzić za podejrzanymi i wydobywać z nich wiedzę, a nie na odwrót.
Will złapał mnie po matematyce w środę i odciągnął (czytaj: szarpnął) na bok. Ciągle rozglądał się na boki w paranoi bycia prześladowanym. Bądźmy szczerzy, kto mógłby go winić? Chłopak zjebał sprawę i dał się zaszantażować osobie, której nawet nie zna, a teraz próbuje się z tego jakoś wygrzebać.
Po upewnieniu się, że na sto procent nie ma nikogo w pobliżu i nikt nie ma w najbliższym czasie zajęć w sali matematycznej, głęboko odetchnął, wydając przy tym z siebie dziwny dźwięk – jakby warknięcie?
– Pomyślałem nad naszą ostatnią rozmową i rozważyłem swoje opcje – zaczął, ostrożnie ważąc słowa. – Skoro wiesz, z kim się wtedy spotkałem, musisz być kimś, kto nie powinien tu być. Pomyślałem sobie: Ile osób tak naprawdę wie, kim ten facet jest? Ja nie wiedziałem, zanim go spotkałem.
Słuchałem jego wywodu, tłumiąc cisnące mi się na usta przekleństwa. Udawałem, że zupełnie nie ruszają mnie jego słowa, chociaż wewnętrznie krzyczałem ze złości na samego siebie – jak mogłem być tak głupi, żeby się tak wydać? Czy miałem właśnie z szantażysty stać się szantażowanym? Oby nie, och, oby nie. Zjebałeś, Bailey, dodałem w myślach, imitując głos szefa, który nigdy w życiu nie wypowiedziałby tych słów. W jego wykonaniu byłoby to prędzej coś pokroju: “Co ty sobie myślałeś, Lindberg?”
– Do czego zmierzasz? – zapytałem, gdy zrobił krótką przerwę w swoich oskarżeniach. – Czego chcesz, o?
Will tylko czekał na to pytanie. Wykrzywił usta w złośliwym grymasie, który niektórzy nazwaliby “uśmiechem”. Zrobiliby to jednak tylko ci, którzy nie wiedzieli lepiej.
– Czego chcę? Odpowiedź jest prosta: ochrony. Nie będę pytać, kim właściwie jesteś; zakładam jednak, że jesteś w stanie mi ją zapewnić. Chcę współpracować.
Ktoś z jego ambicjami nie mógł sobie pozwolić na żadne notowania, szczególnie nie za handel narkotykami w szkole. Z pewnością jego rodzice wynajęliby kasującego tysiące prawnika, który oczyściłby go z wszelkich zarzutów i przy okazji swoją mądralińską gadką sprawił, że wszyscy na rozprawie poczuliby się jak skończeni kretyni. Prawnicy nie są moimi ulubionymi ludźmi.
– Ci ludzie za dobrze płacą, żeby im odmówić – powiedziała mi kiedyś mama. Należała do najlepszych, wygrała większość swoich spraw. – Kiedy ktoś oferuje ci takie pieniądze, nie obchodzi cię, czy bronisz kryminalisty czy niewinnego człowieka.
Mnie obchodziło. Moja mama była wiecznie zajęta. Nie było dnia, żeby nie musiała “zająć się ważnym klientem”. Widywałem się z nią jedynie kilka razy do roku, głównie podczas świąt. Och, była tak wniebowzięta, gdy dowiedziała się, że też zamierzam zająć się prawem. Cała jej radość ulotniła się, gdy tylko usłyszała słowo “policja”.
Will, jako że był szantażowany i chciał współpracować, spokojnie dostanie dobry układ. On chciał współpracować, dotarło do mnie wreszcie. Wiedziałem, że nie zjebałem sprawy.
– Powiedz mi wszystko, co wiesz – odparłem. Owijanie w bawełnę nie miało sensu. – Lepiej, żebyś miał coś dobrego.
– Jak już wspominałem, Turner, nie wiem, kto to jest. Gdy rozmawiam z... tą osobą, ma zniekształcony głos i nigdy nie używa zaimków osobowych.
– Może przejdziemy do rzeczy, które wiesz?
– Oczywiście – syknął z udawanym uśmiechem. – Wiem, że podczas tej farsy zwanej balem ma się odbyć ostatnia transakcja. Tutaj, w Akademii. Twierdzi, że po niej da mi spokój.
Uniosłem z zaciekawieniem brwi.
– Nie ufasz mu – domyśliłem się. – Lub jej?
– Oczy-kurwa-wiście, że nie. Ta osoba jest stąd, będzie to wszystko nadzorować. Może uda nam się ją złapać.
– Pomogę ci.
Może i nie potrafiłem znieść tego kutafona, ale potrzebował pomocy, a tego przecież nie mogłem mu odmówić.

Logan

– Mam cię zapisaną jako Logini.
– Przepraszam, co?
Bailey wskazał palcem swój telefon, leżący na czarno-złotej pościeli w moim pokoju. Prawie go nie słyszałam, chociaż siedziałam tuż przy nim, gdy wymienialiśmy się swoimi notatkami z tego tygodnia. By upewnić się, że nie zostaniemy podsłuchani, Bailey włączył muzykę Beyonce na pełny regulator. Wątpię, żeby ktoś mógł nas przez to podsłuchać, skoro do mnie ledwo docierały jego słowa.
– LOGINI – niemal krzyknął.
Pokręciłam głową i ściszyłam muzykę. Ani trochę nam nie pomagała.
– Dlaczego?
– Brzmi uroczo, nie sądzisz?
– Jesteś okropny.
Wzruszył ramionami, zupełnie nieporuszony moimi słowami.
I znów skupiliśmy się na swoich zadaniach. Od czasu do czasu się do siebie odzywaliśmy, bardziej w słowach-kluczach, niż jako-takich zdaniach. Bailey ciągle się wiercił, nie potrafił spokojnie usiedzieć w jednym miejscu przez dłużej niż pięć minut, co powoli zaczynało doprowadzać mnie do szewskiej pasji. Już miałam go opieprzyć, gdy ten nagle się odezwał:
– To nie moja wina, że nas wtedy zhakowali.
To było jedno z naszych pierwszych zadań, gdy zaczęliśmy razem pracować. Mieliśmy dopaść grupę hakerów, wykradających ludziom hasła. Udało im się skraść kilka milionów, zanim ich dopadliśmy. Tak samo, jak udało im się zhakować nasze komputery, których zabezpieczeniem miał się zająć Bailey.
– Co?
– To nie była moja wina – powtórzył głośniej. – Od razu zająłem się zabezpieczeniami. Zrobiłem wszystko tak, jak mi kazano. To nie moja wina, że udało im się przebić przez zabezpieczenia.
Nasz szef był wściekły. Wszyscy – w tym ja – myśleli, że Bailey olał swoje obowiązki. Cały czas próbował tłumaczyć, że to nie przez niego; co tak naprawdę się stało, ale nikt nie chciał go słuchać. Dlaczego teraz o tym myślał?
– Miesiącami mi to wytykali, aż wreszcie... Ty i ja złapaliśmy tych handlarzy ludźmi z Bristolu. Nagle wszyscy zapomnieli, że spieprzyłem tamtą sprawę, bo udało nam się zrobić coś dobrego. Wiem, wiem, mamy gorsze momenty – dodał szybko, machając dłonią w powietrzu – ale na ogół jesteśmy cholernie dobrą parą.
Dopiero przez udawanie kogoś innego każdego dnia zrozumiałam, jak doceniam to, że mogę być przy Bailim naprawdę sobą. Nie obchodzi go “moja wartość” ani to, czy przy nim beknę – bądźmy szczerzy, po jedzeniu i piciu, którymi zawsze się dzielił, ciężko było nie.
To właśnie on połączył ze sobą fakty – gdzie i kiedy odbędzie się wymiana – i od razu przyszedł do mnie, szukając potwierdzenia. Gdyby nie on, nie udałoby nam się tak szybko zamknąć tamtej sprawy.
Wyciągnęłam do niego dłoń, na co on posłał mi pytające spojrzenie. Faceci. Połączyłam jego palce ze swoimi, zamykając je w ciepłym uścisku.
– Pasujemy do siebie, Bailey. Połączenie naszych szarych komórek formuje całkiem przyzwoity mózg.
– Tak, pasujemy do siebie.
Pochylił się nieco w moją stronę, gdy za drzwiami rozległ się głośny huk przy akompaniamencie kobiecego krzyku. Nie minęło pół sekundy, a już byliśmy na nogach, w połowie drogi do drzwi. Przepychaliśmy się w przejściu, byle tylko być tam pierwszymi. Ciężko się pozbyć starych nawyków.
Jeśli w Akademii zdarzały się nudne dni, to jeszcze na taki nie trafiliśmy.


JESZCZE CHYBA TYLKO TRZY I KONIEC

2 komentarze:

  1. Czy ktoś umarł
    To było bardzo chamskie przerwanie chwili, nie robi się tak
    Czułam się bardzo niezręcznie czytając o tym sklepie, biedna Logan, bogaci ludzie, fuj
    Kto chciałby się normalnie ubierać tak jak celebryci ubierają się na czerwony dywan?? Like, serio?? To nie wygląda zbyt wygodnie ani nawet często ładnie
    Obligatoryjne Will fuj
    Gdyby to opowiadanie było ya książką, to tym fragmentem, który wszyscy cytują, byłoby właśnie "połączenie naszych szarych komórek formuje całkiem przyzwoity mózg" i totalnie ludzie tatuowaliby sobie mózg z tym cytatem jestem tego pewna
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba musisz czytać dalej no sory
      I mean strój na bal to niekoniecznie normalne ubranie. widziałaś jak bogaci Amerykanie chodzą na prom?? to dopiero nazywa się strata pieniędzy
      nie, dude, połowę mózgu. to byłby tatuaż dla par "ty mnie dopełniasz" i tak dalej

      Usuń