Logan
Nie miałam okazji porozmawiać z Beau od czasu wypadku Praveena. Ciągle był zbyt zajęty, żeby stanąć na chwilę w jednym miejscu i porozmawiać. Jego popularność w Akademii wydawała się logiczna – to Beau, prawie wszyscy zdawali się go lubić – a jednocześnie wciąż zaskakiwało mnie, jak prawie każda mijana osoba się z nim witała, zagadywała go, pytała, czy wszystko z nim w porządku po ostatnich wydarzeniach. Dobra, przyznaję, miło byłoby spędzić z nim chwilę czasu, ale jego ostatni brak czasu dał mi okazję do skupienia się na innych osobach, co do tego czasu nieco zaniedbywałam.
Nadeszła połowa października, od dłuższego czasu ciągle tylko padało i było pochmurno, więc jak tylko Pris dowiedziała się, że cały dzień ma być ładna pogoda, postanowiła zorganizować piknik w ogrodach. Zaprosiła wszystkie dziewczyny ze swojej grupki, a także mnie. Czy to znaczyło, że postrzegała mnie jako członkinię jej kultu ubóstwiania drogich kosmetyków i designerskich ubrań? Powinnam przestać tak o niej myśleć, jak na razie była dla mnie tylko i wyłącznie miła.
Ella mogła nie podzielać mojego zdania. Dziewczyna siedziała w najdalszym kącie różowo-złotego koca wielkości całej łazienki w moim mieszkaniu. Pris łypała na nią nieufnie, jakby szykując się do ataku. Skoro chłopak Pris prawie umarł od czegoś, co sprzedała mu jej “przyjaciółka”, nie mogę się jej dziwić. Gdyby ktoś zrobił coś takiego moim rodzicom, to osobiście dopilnowałabym, żeby ta osoba jak najdłużej gniła w więzieniu (i ja, legalnie, mogę to zrobić – Pris niekoniecznie). Ciekawe, dlaczego Pris w ogóle zaprosiła Ellę.
– Pris, Dre naprawdę zapisał się do Stowarzyszenia? – zapytała Simone, przerywając niezręczną ciszę.
Dre w Stowarzyszeniu? To nowość.
Spojrzenie Pris w ciągu sekundy złagodniało. Wystarczyło, że oderwała wzrok od Elli. Jak tak dalej pójdzie, to zacznę koczować pod pokojem Elli, żeby Pris jej nie zabiła w trakcie snu. Ewentualnie obserwować chociaż od czasu do czasu drzwi jej pokoju na nagraniach.
– O czym mówicie? – przyłączyłam się, starając się brzmieć najniewinniej, jak tylko mogłam. – Co to za “Stowarzyszenie”?
Wszystkie nagle obróciły głowy w moim kierunku, jakby wyrosła mi druga głowa.
Simone odezwała się jako pierwsza:
– Stowarzyszenie Przyjaciół Natury.
– Albo przyjaciół grupowego palenia trawki – mruknęła pod nosem Ava. – Wszyscy wiedzą, że nie robią tam nic z roślinami oprócz spalania ich.
Bailey miał iść w zeszłą niedzielę na ich spotkanie. Trent, druga ofiara, należał do Stowarzyszenia, a Bailey miał pójść i się czegoś dowiedzieć. Świetnie mu poszło. Zanotowałam sobie w pamięci, żeby go o to później zapytać.
– Co nauczyciele tu robią poza lekcjami? Zdają się całkiem nie istnieć.
– Uważają, że ja i Dre świetnie sobie radzimy – odparła ze śmiechem. To nie było ani troszeczkę zaskakujące odkrycie, ale jej śmiech był równie miły dla ucha co śpiew skowronka. – Co do Dre, to nie wiem, czy dołączył. Nic mi o tym nie mówił. Może Henke coś wie. – Wzruszyła ramionami.
Dziewczyny zaczęły wymieniać się między sobą historiami o Stowarzyszeniu, jakie zasłyszały przez ostatnie lata. Według jednej z nich, Trent należał do Stowarzyszenia tylko dlatego, że rozwalił jeden z żywopłotów (w kształcie jednorożca, którego wykonanie kosztowało pewnie więcej niż kosztowałoby stworzenie prawdziwego) i dyrektor szkoły uznał te zajęcia za odpowiednią karę. Miał nauczyć się dbać o rośliny, a skończył jarając.
Tylko Ella wciąż siedziała cicho.
– Za kilka dni mają wypisać Lance’a ze szpitala – wypaliła w pewnym momencie Pris, rozpromieniając się.
Simone objęła ją ramieniem, na co Ava przewróciła oczami, lecz w kąciku jej ust zauważyłam ślad uśmiechu. Podałam Pris dłoń, a ona delikatnie połączyła swoje palce z moimi. Miałam szczerą nadzieję, że wszystko się dla niej ułoży (i że to nie ją będę musiała zaaresztować), zaczynałam lubić tę dziewczynę.
Zerknęłam na Ellę. Nie ruszyła się ze swojego miejsca w kącie, z daleka od nas. Bawiła się końcówkami swoich sięgających bioder lśniących w słońcu włosów. Musiała zapuszczać je przez całe swoje życie, by osiągnęły taką długość. Zaplatała końcówki w warkoczyki, nie patrząc na nas.
– Powiedział, że rozmawiał z policją – dodała Pris nonszalancko, a Ella nagle drgnęła. – Dlaczego mu to podałaś? – zapytała lodowatym głosem Ellę.
– Nie wiedziałam, co może mu się stać! – Głos Elli się łamał. – Ja- ja nie wiem, od kogo to idzie, ale dostałam wtedy razem z normalnym towarem dodatkową pastylkę z wiadomością, że to konkretnie dla niego. Nie myślałam nawet, że coś może się mu...
– Nie myślałaś?! Cholera, ile ty masz lat?
Nikt nie ruszył się z miejsca. Ava i Simone oglądały się po sobie, niepewne, co powinny zrobić. Wszystkie wiedziałyśmy, że Pris ma prawo być wkurzoną, ale żadna z nas nie miała pojęcia, do czego ona jest zdolna. Na razie tylko siedziała i piorunowała Ellę wzrokiem.
– Gdybym wiedziała, co się stanie, nie dałabym mu tego.
– Taaak? A co z Trentem, Alice i Praveenem? Im też byś tego nie dała?
– Ja nic im nie dałam! – broniła się. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. – Nie wiem skąd wzięli to, co wzięli, ale nie ode mnie. Musi być ktoś inny, ktoś, kto-
Jeśli mówiła prawdę i to nie ona im to podała, to tylko potwierdzało naszą teorię, że jest ktoś jeszcze, kto pociąga za wszystkie sznurki. Jak uda nam się rozwiązać tę sprawę, to może rzeczywiście zgodzę się na zrobienie sobie tatuaży z Bailim.
– Po co to robisz? – wtrąciłam się, kierując swoje pytanie do Elli. – Czemu to sprzedajesz?
Wzruszyła ramionami, a ja miałam wrażenie, że zaraz rozpadnie się w pyłek, by tylko zniknąć.
– Nie zrozumiałabyś.
– Oczywiście – prychnęła Pris. Machnęła na Ellę ręką i wstała z koca. My wszystkie, oprócz Elli, podążyłyśmy za jej przykładem. – W przyszłym tygodniu organizuję spotkanie. Ella, jestem pewna, że Logan chętnie zajmie twoje miejsce. Prawda?
Odniosłam wrażenie, że niezgodzenie się z nią groziłoby natychmiastową śmiercią. Nastoletnie dziewczyny naprawdę momentami bywały przerażające. Wypaliłam tylko krótkie: “Pewnie”, zanim oddaliłyśmy się do środka, zostawiając Ellę samą.
Bailey
Na ekranie mojej komórki pojawił się napis “Stary Pierd dzwoni”. Nie minęły dwa tygodnie od rozpoczęcia się naszej misji i pogadanki o utrzymywaniu przykrywki i wymienianiu się informacjami tylko osobiście, by uniknąć przecieków, a my już dzwoniliśmy do siebie za każdym razem, jak tylko czegoś potrzebowaliśmy.
Ale dobrze, że dzwonił. Potrzebowałem nowego samochodu.
– Heeeeej, szefie. Jak tam życie mija? – spytałem go wesoło. – Właśnie sam miałem dzwonić.
Usłyszałem rozdrażnione zgrzytanie zębów na drugim końcu linii. Negocjacje idą nam świetnie.
– Mieliście rację – odezwał się. Wypowiedzenie tych dwóch słów z pewnością nie przyszło mu łatwo, połechtało to nieco moją dumę. – Nagranie zostało zedytowane.
– Udało się wam cokolwiek przywrócić?
Leżałem na łóżku w swoim pokoju, podrzucając wolną dłonią niewielką żółtą piłeczkę, którą przywłaszczyłem sobie po przejrzeniu zawartości kosza w Klubie Kreatywności. Leżała na samym dnie pod masą kolorowego papieru i kawałków gliny. Oprócz niej nie znalazłem tam niczego, co mogłoby mi w najmniejszym stopniu pomóc.
Nigdy wcześniej nie zwróciłem uwagi na to, jak głośno oddycha mój szef. Równie dobrze mógłbym mieć przy uchu Dartha Vadera.
– Osoba, która to zedytowała, wiedziała, co robi. Wszystko przepadło. Mówiłeś, że rodzina tego jednego dzieciaka zarządzała monitoringiem?
– Praveen Rao – potwierdziłem, rzucając piłeczkę wyżej. – Tylko że on jest teraz w szpitalu.
Piłeczka uderzyła mnie w czoło, zanim zdążyłem ją złapać. Cholera.
– Ktoś mógł wykraść od niego dostęp lub on mógł dobrowolnie go komuś przekazać. Spróbujcie się czegoś dowiedzieć.
– A co ze zdjęciem?
– Spędziliście tam ledwo dwa tygodnie, a ktoś już was zdemaskował. Gratu-kurwa-lacje. – Brzmiał, jakby miał zamiar mnie oskórować. Może to i lepiej, że rozmawialiśmy przez telefon, przynajmniej nie musiałem przed nim uciekać. – Powinienem teraz wstrzymać akcję i ściągnąć was z powrotem do Londynu, ale nie możemy sobie na to pozwolić, więc lepiej pilnujecie, by to się nie rozeszło.
Okej, okej, nie trzeba mi mówić więcej. To nie tak, że próbowaliśmy zostać zdemaskowani. Wprost przeciwnie. Nie podobało mi się to tak samo jak jemu.
– Tak, tak, ale co ze zdjęciem?
Szef rzucił niezrozumiałą wiązką przekleństw, których przestałem w połowie słuchać.
– Też nic – odpowiedział w końcu. – Żadnych odcisków palców, po piśmie też niczego nie znaleźliśmy.
Nie mogłem powiedzieć, że jestem zaskoczony. Już zdążyłem pogodzić się z tym, że spędzimy tu trochę czasu, bo wszystkie nasze tropy prowadzą donikąd.
– Jeszcze jedno – dodałem, zanim zdążył się rozłączyć. – Potrzebuję nowego samochodu na za – zerknąłem na zegarek – trzy godziny.
– Idź do salonu i sobie kup. Przecież masz samochód, niby po co ci nowy?
– No, szeeeeeeefie – jęknąłem do słuchawki imitując pięciolatka. – To tylko na kilka godzin, nie możemy zostać poznani.
Minęło kilka długich sekund, zanim westchnął z rozdrażnieniem i odparł:
– Teraz was obchodzi, czy zostaniecie poznani?
– Nie chcemy zostać bardziej poznani.
Logan
Nie wiem, jak udało się Bailiemu to zrobić, ale gdy wyszliśmy na parking Akademii (musieliśmy użyć przejścia za Szekspirem i obejść teren dookoła, nikt nie chciał dać nam przepustki do wyjścia poza teren Akademii), kilka miejsc obok volvo Bailiego stał lśniący czarny samochód, wyglądający, jakby pięć minut temu wyjechał z salonu. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że to prawda. Nowy samochód znacznie lepiej pasował do reszty znajdujących się na parkingu pojazdów niż stare volvo.
– Dobra robota – pochwaliłam go szczerze. Mnie szef by nie posłuchał, dlatego to on zawsze z nim rozmawia. – Prowadzisz?
Przytaknął.
W czasie, gdy przechodziliśmy z sekretnego przejścia tutaj, opowiedziałam mu, co stało się rano. Sprawy ciągle tylko się komplikowały. Niewiele rzeczy na razie miało sens. Ella sprzedawała towar, a Will najprawdopodobniej jej go dostarczał. Ella nie wiedziała, od kogo idzie towar, ona tylko go rozprowadzała. Will mógł coś wiedzieć, dlatego właśnie spędzamy dzisiejszy dzień na śledzeniu go podczas jego podróży do... Jeszcze nie dokąd. Może coś się wyjaśni.
Zajęłam miejsce obok kierowcy. Szyby samochodu zostały przyciemnione, co, miejmy nadzieję, w jakimś stopniu pomoże nam w zostaniu nierozpoznanymi. Bailey również zajął swoje miejsce, przy okazji kładąc mi na kolana aparat swojego brata.
– Może aparat się na coś przyda. Rób zdjęcia, jak będzie się coś działo. Potrzebujemy dowodów.
– Twój brat jeszcze nie dzwonił, żeby zapytać, czy go nie zniszczyłeś?
Zakrył dłonią cisnący mu się na usta uśmiech.
– Jest zbyt zajęty rozkręcaniem biznesu ze swoim kumplem. Chcą zostać organizatorami imprez – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała nuta dumy. – Myślę, że to może wypalić. Akurat w imprezowaniu są dobrzy.
– Co twój brat na to, że pracujesz dla rządu? Dlaczego wybrałeś tę pracę?
W jednej dłoni trzymałam telefon z włączonym szkolnym monitoringiem. Od rana od czasu do czasu sprawdzaliśmy, gdzie jest Will i co robi. Nie wiedzieliśmy, o której ma wyjechać, ale według planu, do trzynastej chodzi na różne zajęcia dodatkowe, a potem ma wolne. Nie ominął żadnych zajęć. Za pięć minut powinien wyjść z wstępu do prawa. A potem, mam nadzieję, od razu ruszy w drogę. Jeśli nie, może czeka mnie kilka godzin w samochodzie z Bailim, który zaczął przerzucać między swoimi dłońmi małą piłkę.
– Podobno kobiety lubią facetów w uniformach.
– Nie musimy nosić uniformów – wytknęłam mu.
Odchylił swój fotel kilka centymetrów do tyłu. Z naszego miejsca na parkingu widać było bramę Akademii, ale jednocześnie byliśmy na tyle daleko, że sprawdzający teren ochroniarze nie powinni byli nas zauważyć.
– Nie wiem. To zawsze wydawało się być dla mnie odpowiednie.
– Ma sens.
– A ty? – zapytał, rzucając mi ciekawskie spojrzenie. – Jaka jest twoja historia?
Musiałam się chwilę zastanowić, od czego to się tak naprawdę zaczęło. Już na początku szkoły średniej zdecydowałam, że chcę pracować dla policji. Nie miałam żadnego planu B.
– Mój tata zawsze narzekał na policjantów – zaczęłam powoli, a on słuchał mnie z uwagą. Wciąż jednak co jakiś czas sprawdzałam, co porabia Will. – Twierdził, że są za słabi i nie dają sobie rady. Częściowo jestem dziś tutaj dlatego, że chciałam wkurzyć swojego tatę. Jak miałam ile, osiemnaście lat? Zaczęłam umawiać się z jedną policjantką. Tata nie lubił żadnego z chłopaków, których przyprowadziłam do domu, ale przy niej było najgorzej. Nie dlatego, że była dziewczyną, to było w porządku, ale policjantka? Nie w jego domu.
Spodziewałam się jakiejś reakcji ze strony Bailiego, ale on tylko słuchał moich słów i co jakiś czas przytakiwał. Nie wydawał się zaskoczony ani obrzydzony faktem, że umawiałam się z mężczyznami, jak i z kobietami, co chyba było najlepszą reakcją.
– Mogę o coś zapytać? – odezwał się, uderzając palcami o kierownicę. Kiwnęłam mu głową na tak. – Jeśli ktoś jest w szafie i wyjście z niej mogłoby skończyć się dla tej osoby tragicznie, ale jest przy okazji osobą podejrzaną... Czy powinno się to jakoś zgłosić?
To nie było pytanie, którego się spodziewałam.
– Tylko, jeśli jest to rzeczywiście istotne dla śledztwa. Wiesz o czymś, o czym ja nie wiem?
– Może.
– Masz zamiar mi powiedzieć?
Zamilkł na chwilę.
– Raczej nie.
– To sprawiedliwe – odpowiedziałam. Ciekawiło mnie, o kogo mogło mu chodzić, ale szczerze szanowałam jego decyzję o zachowaniu tego dla siebie. – Postaram sama się domyśleć – zapewniłam go.
Następną godzinę spędziliśmy na wymienianiu się historiami z przeszłości. Ja mu opowiadałam o tym, jak moi rodzice próbowali zrobić ze mnie dziecięcą modelkę (nie udało im się), a on tłumaczył mi, jak działa jego rodzina. Dowiedziałam się, że większość swojego życia spędził w Londynie razem z dziadkami i bratem – stąd jego nienaganny akcent – gdy jego rodzice kłócili się o podział majątku po ich rozstaniu. Jego matka pochodziła z Barcelony, a ojciec ze Szwecji, ale jego rodzice przenieśli się do Anglii. Ona wróciła do Barcelony, on do Sztokholmu, a Bailey i Sebastian spędzali czas u dziadków, co jakiś czas odwiedzając rodziców, którzy wiecznie byli zbyt zapracowani, by rzeczywiście się nimi zająć. Gdybym nie znała Bailiego, uznałabym, że to wszystko zmyślił. Jego dzieciństwo musiało być trudne, błąkanie się między krajami, bo rodzice nie mogą dojść do porozumienia.
W międzyczasie Will udał się do swojego pokoju i wyszedł dopiero, kiedy Bailey skończył opowiadać swoją historię, jakby wyczuwając odpowiedni moment. Najpierw udał się do recepcji, krótko porozmawiał z pracującą tam kobietą, po czym udał się do wyjścia. Szedł pewnie, musiał być już przyzwyczajony do takich wyjść. Nawet na tak małym ekranie widziałam, że ślad po ataku Bailiego wciąż nie zszedł, zielono-fioletowy siniak zajmował jedną trzecią jego czoła.
– Zaraz wyjdzie – poinformowałam Bailiego. – Zbliża się do głównej bramy, nikt go nie zatrzymuje.
Will pokazał ochroniarzowi pilnującemu bramy jakiś świstek, a on bez wahania pozwolił mu wyjść. Rozejrzał się dookoła, sprawdzając, czy na pewno jest sam (spoiler: nie był, ale tego nie zauważył). Przeszedł na koniec parkingu do swojego białego camaro i po krótkiej chwili już go nie było. Bailey odczekał pół minuty, zanim za nim pojechał.
Nie wiem, czego spodziewałam się po wyprawie Willa. Może, że pojedzie na drugi koniec miasta coś odebrać. Może, że tylko wyjdzie na parking i ktoś mu coś poda. Nie zakładałam jednak, że jego trasa zajmie więcej, niż trzy godziny jazdy. Jeszcze trochę i będziemy z powrotem w Londynie.
– Gdybym wiedział, że pojedziemy tak daleko, to zabrałbym przekąski na drogę – narzekał Bailey, nie spuszczając wzroku z samochodu Willa. Przez całą drogę zachowywał bezpieczny odstęp od niego. – Cholera, ile jeszcze?
“Ile jeszcze” okazało się być niecałymi dwudziestoma minutami, które Will i my spędziliśmy krążąc po Luton. Will zatrzymał się wreszcie na jakimś podziemnym parkingu. Stanęliśmy kawałek od niego. Na tyle blisko, żeby coś widzieć, ale wystarczająco daleko, żeby nie nabrał podejrzeń. Jeśli jeszcze tego nie zrobił, skoro jechaliśmy tak dwa samochody za nim całą drogę.
Na parkingu nie było żadnych kamer i stało na nim dość sporo samochodów. Krótko mówiąc: miejsce stanowiło idealną kryjówkę dla brudnych interesów. Przygotowałam aparat do zdjęć.
Will wysiadł z samochodu, ale od niego nie odszedł. Przeszedł tylko na przód i oparł się o maskę. Może to przez słabe oświetlenie parkingu albo przez długą jazdę, ale Will wyglądał na przestraszonego. Uchyliłam nieco szybę.
– Jak zawsze na czas – odezwał się męski głos kawałek dalej. – Mój dzieciak mógłby się od ciebie czegoś nauczyć.
– Pan ma...? – odparł niepewnie Will, ale uciszył się, zanim zdążył skończyć zdanie.
Spojrzeliśmy po sobie z Bailim. Znaliśmy głos tego mężczyzny. I nie byliśmy ani trochę zdziwieni, że Will się go bał. Żadne z nas nie śmiało się odezwać.
Do Willa podszedł elegancko ubrany mężczyzna. Jego dopasowany szary garnitur musiał kosztować więcej, niż ja i Bailey zarabiamy razem w ciągu całego roku. Na nadgarstku nosił złoty zegarek, połyskujący nawet w ciemnościach parkingu. Czarna kozia bródka przywodziła na myśl najokropniejsze fikcyjne czarne charaktery, a chłód w jego oczach mroził krew w żyłach.
Tak, David Michaelson mógł z łatwością przyprawić kogokolwiek o ciarki.
Will podał mu grubą kopertę z, jak zakładam, pieniędzmi. Zaczęłam robić im zdjęcia. Michaelson w zamian wręczył mu średniej wielkości karton, z którego wystawał różowy papier. Will przyjął go z niezadowolonym grymasem.
– Nieźle dałeś się załatwić – prychnął Michaelson, chowając kopertę z pieniędzmi w wewnętrznej kieszeni marynarki.
– Chciałbym chociaż wiedzieć przez kogo.
Mężczyzna pokręcił głową.
– Lepiej, żebyś nie wiedział. Nie rób nic głupiego – ostrzegł go, i z uśmiechem na ustach klepnął Willa w policzek. Zrobił to nieco mocniej, niż było konieczne. – Pamiętaj, że sam się w to wkopałeś.
Zrobiłam im ostatnie zdjęcie, szepcząc do Bailiego:
– Wygląda na to, że musimy wrócić do sprawy Złotej Rybki.
Ten rozdział początkowo nazywał się Getaway Car, bo miał być w nim pościg noale lol. Plus wyszedł Lover i i forgot that you existed bardziej pasowało (pasuje mi do każdej postaci stąd która nie jest Logan, Bailim albo Beau). A teraz minuta ciszy dla braku mojego idealnego dziecka Beau w tym rozdziale. Nie zawsze możemy mieć ładne rzeczy.
Ten rozdział początkowo nazywał się Getaway Car, bo miał być w nim pościg noale lol. Plus wyszedł Lover i i forgot that you existed bardziej pasowało (pasuje mi do każdej postaci stąd która nie jest Logan, Bailim albo Beau). A teraz minuta ciszy dla braku mojego idealnego dziecka Beau w tym rozdziale. Nie zawsze możemy mieć ładne rzeczy.
Okeeeej mam więcej do nadrabiania niż chciałabym się przyznać.
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobrze dopasowany tytuł, tak. Zapomnieliśmy. Mimo że wiedziałam, że to będzie ważne.
Nie możesz pisać że było mało Beau jak dosłownie na początku chciałam pisać "o, Beau, no tak, oczywiście". (czekam na spinoff)
Pris była nieco przerażająca.
Szkoda, że Logan nie dostałaby auta. Czy kryje się za tym jakaś większa historia?? Dobrze, że Bailey dostał, byłoby słabo gdyby ich rozpoznał w środku ukrywania się.
Also, jak blisko musieli stanąć, żeby ich słyszeć? Pomyślałby kto, że nielegalne transakcje dokonuje się trochę bardziej ostrożnie, a nie tak, żeby mógł ich usłyszeć każdy.
Weny!!
Tylko kilka.
UsuńBył tylko wspomniany, nie liczy się. Spinoff o nim to byłby w 99% thirst, nie wiem czy tego chcemy.
Tak z kilka samochodów od nich. Oglądanie dram pokazało mi, że ludzie uważają tak wyglądające transakcje za dobry pomysł ¯\_(ツ)_/¯