Ich załamanie w pierwszej scenie to ja próbująca sprawić, że wszystkie wydarzenia są spójne i mają sens.
Musisz się uspokoić
Bailey
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się tylko raz, żeby zatankować samochód. Miałem nadzieję dowieźć go w jednym kawałku z powrotem do Manchesteru, żeby szef nie odciągnął mi wielu, wielu tysięcy od przyszłych wypłat.
Szef kazał odstawić samochód pod kościołem Świętej Anny w Stretford. Podczas naszej nieobecności ktoś przestawił tam moje volvo, którym wróciliśmy do Akademii. Przez tę zamianę, na ostatni odcinek drogi zostawiliśmy Willa w spokoju. Jak dotarliśmy na miejsce, jego samochód już stał na parkingu, a Logan od kilku minut przeglądała, co dzieje się na kamerach.
– Normalnie wszedł głównym wejściem. Bailey, oni nie kazali mu pokazać, co ma w paczce, ani nic. Co to za ochrona?
– Taka, której za mało płacą, żeby ich cokolwiek obchodziło. Co teraz robi?
Skupiła się na ekranie.
– Rozmawia przez telefon i... idzie do bloku technicznego?
Wciąż siedzieliśmy w samochodzie, odkładając ponowne przejście dookoła, by dostać się do środka niezauważonymi jak najdłużej.
– Klub Kreatywności – powiedziała i nagle wszystko zaczęło układać się w spójną całość. – Ella weszła do środka zaraz po nim.
“Kamery wam nie pomogą.” Może i autor wiadomości miał rację, jeśli chodziło o przeglądanie starszych nagrań, ale nie mógł nic poradzić na aktualne wydarzenia, chyba że odciąłby zasilanie kamer, zniszczył je lub zablokował im widoczność, a to od szybko zostałoby zauważone.
Logan chwyciła się za głowę, a ja nie mogłem się nie zgodzić.
– Okej, czyli ktoś umawia Willa i Michaelsona, Will odbiera od Michaelsona dragi, przekazuje je Elli i ona je sprzedaje. To wydaje się niepotrzebnie skomplikowane, nie uważasz?
– Wciąż nie wiemy, kto jest między Michaelsonem a Willem. Ale cholera, Michaelson? To poważne. – Rozłożyłem bezradnie ręce. Już nie wiedziałem, jak do tego podejść. – Jak mamy znaleźć tę osobę? Tylko Michaelson zdaje się wiedzieć, kim jest.
– Dlaczego mam wrażenie, że złapanie jej będzie trudniejsze, niż Michaelsona?
***
Na początku kolejnego tygodnia pan Perry zorganizował dodatkowe spotkanie chóru, by omówić zbliżające się baaaaaardzo ważne wydarzenie. Jak się okazało, bal zimowy, którego organizację planowano na kilka dni przed przerwą świąteczną, został przeniesiony na dwudziestego listopada, a jego nazwa została zmieniona na bal jesienny. Jako że został tylko miesiąc, trzeba było się z wszystkim pospieszyć.
Perry właśnie rozplanowywał rozkład muzyczny, kto dostanie solówki i tego typu sprawy. Zapowiadało się dużo śpiewania. Cały chór miał śpiewać razem jedną piosenkę, a wszystkie kolejne dobierał Perry.
– Logan – wywołał moją partnerkę Perry. – Zaśpiewasz z Andreasem.
Okej, w porządku. Nie są parą, której bym się spodziewał, ale mogą zaskoczyć. Szczególnie, że oboje mają świetne głosy (uważam, że Logan ma troszeczkę lepszy, ale to stuprocentowo subiektywna opinia).
Logan i Dre odeszli kawałek od zebranych w ciasnej grupce na scenie osób, czekających na wyczytanie swojego imienia. Pan Perry był na tyle miły, że pozwalał sam wybierać uczniom piosenki, a wtrącał się dopiero, jeśli nie odpowiadała mu żadna z zaproponowanych przez nich opcji.
– To teraz... Hmmm... – mruknął Perry, w zamyśleniu uderzając się długopisem w dolną wargę. – Pris i Bailey.
Blondynka zbliżyła się do mnie i radośnie przybiła mi piątkę. Podążyliśmy za przykładem Logan i Dre i również oddaliliśmy się od tłumu. Zajęliśmy miejsca w jednym z ostatnich rzędów, gdzie nie nie zdążył jeszcze nikt przyjść. To chyba moja pierwsza sam-na-sam rozmowa z Pris. Nie sądziłem, że się tego doczekam.
– Masz jakiś pomysł? – zapytałem się jej, opierając stopy o zagłówek siedzenia przede mną. – A thousand years?
Zmarszczyła brwi i wykrzywiła usta. Zła propozycja, zrozumiałem.
– Zbyt depresyjne. To nadal ma być impreza, nawet jeśli szkolna.
– Wolne tańce istnieją – wytknąłem jej.
– To niech chociaż będą do piosenek, które nie sprawiają, że chcę rzucić się z klifu. – Zamyśliła się na moment. – Apex Predator?
Apex Predator, piosenka z musicalowej wersji Wrednych Dziewczyn, dziwnie do niej pasowała, a jednak była tak nieodpowiednia. Mimo tego, jak świetnie mogłoby to wyjść, nie chciałem słuchać jej śpiewającej “Ona jest królową bestii”, kiedy jeszcze tydzień temu Logan porównywała ją do Reginy, do której odnosi się ta piosenka.
– Mam lepszy pomysł – powiedziałem, mając nagły przebłysk geniuszu. Przetrząsnąłem wszystkie szuflady w mózgu, w których chowały się tytuły duetów, aż wreszcie znalazłem idealny. – Jak już jesteśmy na musicalach, co myślisz o Heathers?
Gdy wreszcie udało nam się dojść do porozumienia, wciąż siedzieliśmy na widowni, wesoło ze sobą rozmawiając i komentując inne wybory Perry’ego. Oboje zgodziliśmy się, że Logan i Dre mogą być wybuchową parą i ich występ będzie albo najlepszy ze wszystkich, albo wzajemnie pozabijają się w połowie. Jednak jedno nie wykluczało drugiego.
Zaczęło robić się późno, a ludzie powoli zbierali się do wyjścia, gdy w sali pojawił się ubrany w jaskrawozieloną koszulkę Henke. Nawet gdybym chciał, nie byłbym w stanie go nie zauważyć, jego koszulka krzyczała “HEJ PATRZCIE! TU JESTEM!!!” Nie byłem do końca pewny, czy nienawidziłem tej koszulki czy chciałem taką samą.
Obserwowaliśmy go uważnie z Pris, gdy schodził schodami na dół, pod scenę, gdzie wciąż stali Logan i Dre. Siedzieliśmy zbyt daleko, żeby cokolwiek usłyszeć, ale trochę potrafiłem czytać z ust. Nie twierdzę, że jestem w tym dobry, ale na pewno nie jestem najgorszy. A on stanął akurat tak, że mogłem gapić się na jego usta, ile tylko chciałem.
Może i nie wyłapałem większości tego, co powiedział, ale byłem pewien, że nazwał Logan Lucillą. Potwierdził to zabójczy wyraz twarzy mojej partnerki.
– Dobrze, że znaleźli siebie nawzajem – powiedziała Pris, przyglądając się chłopakom z uznaniem. – Andreasa zabijało to, że nie miał z kim szczerze o sobie porozmawiać. To znaczy, z kimś, kto rozumie.
Szczerze? Nie byłem zaskoczony, że wiedziała o Dre i Henke. Ona i Dre byli ze sobą tak blisko, że nawet ludzie z ich bliskiego kręgu myśleli, że ze sobą chodzą. Ciekawe, czy wciąż złościła się na Beau.
Powiedziałem tylko:
– Wiesz o nich.
Uśmiechnęła się ciepło.
– Ty też. Andreas mi powiedział, że wiesz.
– Pewnie boi się, że wszystkim porozpowiadam, co? – Oczywiście nigdy bym tego nie zrobił, zachowałaby się tak tylko szczerze obrzydliwa osoba. – Nie jestem taki.
– Nie jest mu łatwo. Powinieneś z nim o tym porozmawiać... Żeby wiedział, że jesteś w porządku.
Logan
W środę wieczorem zostałam zaproszona przez Pris na damskie spotkanie w jej pokoju. Bez Elli. Co miałam powiedzieć? Nie? Zastanawiało mnie jedynie, dlaczego postanowiła zorganizować to w środę, zamiast poczekać do weekendu.
Jej pokój wyglądał dokładnie tak, jak sobie go wyobrażałam. Na bladoróżowych ścianach zawiesiła dziesiątki zdjęć z przyjaciółmi. Na zdjęciach najczęściej powtarzał się jeden chłopak – przystojny, z wysokimi kośćmi policzkowymi, oczami zielonymi jak trawa wiosną i jasnobrązowymi włosami kończącymi się kilka centymetrów nad ramionami. Lance.
Na idealnie pościelonym łóżku leżało dokładnie jedenaście białych puchatych poduszek. Na szafce przy łóżku stał niewielki budzik, a obok niego książka – Duma i uprzedzenie. Pris miała dobry gust.
Wszystko wyglądało na tak poukładane i perfekcyjne. Można by pomyśleć, że osoba zamieszkująca ten pokój ma całe swoje życie pod kontrolą, dopóki nie spojrzało się na dziewczynę stojącą na środku pokoju w piżamach i z cieknącymi jej po policzkach łzami.
Simone zamknęła ją w ciasnym uścisku, pozwalając Pris wypłakać się w swoje ramię. Na łóżku blondynki siedziała Ava, która wskazała mi miejsce obok siebie i bezgłośnie powiedziała: “Możesz tu usiąść”.
– Przepraszam, że ja... – wymamrotała między atakami płaczu Pris. – Chcę tylko, żeby wszystko wróciło do normy.
Żeby Lance wrócił do szkoły cały i zdrowy, domyśliłam się. Naprawdę go kochała. Każda kolejna łza spływająca po jej twarzy sprawiała tylko, że chciałam jak najszybciej zamknąć wszystkich wmieszanych w tę sprawę i zakończyć całe to śledztwo.
– Jest z nim coraz lepiej – dodała, siląc się na uśmiech. – Ale nie wróci do szkoły.
Udałam zaskoczoną. Dobrze wiedziałam, że nie ma zamiaru wracać, sam mi to powiedział.
– Co zrobicie? Uciekniecie razem za granicę? – zażartowała Ava, ale w jej głosie brzmiała cicha nuta powagi, jakby naprawdę uważała to za odpowiednią opcję. – Lepiej wysyłaj nam zdjęcia, bo inaczej siłą ściągniemy cię tu z powrotem.
Simone puściła Pris, która wyglądała już nieco stabilniej. Simone wcisnęła się na łóżko między mną a Avą, ciągnąc za sobą Pris. Gdy siedziałyśmy na nim we czwórkę, możliwości ruchu znacznie się ograniczały i nie było zbyt wygodnie, ale przynajmniej było ciepło i miło.
– Rodzice wysłaliby za mną jakiegoś łowcę nagród, gdybym po zrobiła. Lubią Lance’a, ale nie aż tak.
– Dobrze, że jest z nim lepiej – powiedziała Simone. – Wiadomo coś o Praveenie?
Minęło już kilka dni, odkąd wylądował w szpitalu. Z tego, co było mi wiadomo, od razu przepłukali mu żołądek i powinien szybko z tego wyjść. Z pewnością szybciej, niż Lance, który trafił do szpitala w o wiele gorszym stanie.
– Lance był w jego pokoju – odparła Pris, opierając głowę o brzuch Avy. – Wygrzebie się z tego.
– Jak się obudzi, to niech lepiej nikt mu nie mówi, że to Beau zawiózł go do szpitala.
Simone już wspominała mi, że za sobą nie przepadali, ale że aż tak? Pomoc to pomoc. Skoro niewiele osób rzeczywiście dogadywało się z Praveenem, to ciekawe, czy z czyjejkolwiek pomocy byłby zadowolony.
– Nie przeżyłby tego. – Zaśmiała się Pris. – Może wreszcie doczekalibyśmy się spokoju.
– Czemu trzymacie się w takiej grupie, jeśli się nie lubicie? – wypaliłam za szybko, żeby się nad tym zastanawiać. – Ella, Praveen, czemu trzymacie się z nimi?
Ava spojrzała na mnie, jakbym zadała najgłupsze pytanie, jakie istniało.
– Chodzi o rodzinę. Nasze rodziny współpracują ze sobą od wieków.
– Widujemy się wszędzie, odkąd byliśmy dziećmi – dodała Simone. – Na zbiórkach na organizacje charytatywne, przyjęciach biznesowych... Zmuszali nas do spędzania wspólnie czasu.
Pris potaknęła.
– Nigdy nie mieliśmy możliwości powiedzieć “Nie”, a nie wszyscy przypadli sobie do gustu, więc byliśmy na siebie skazani.
– Macie jakieś zdjęcia z dzieciństwa? – zapytałam ich, szczerze zainteresowana. Musiałam je zobaczyć. – Na pewno byliście uroczymi dziećmi.
Simone wyciągnęła z kieszeni spodni od piżamy telefon i zaczęła szybko coś w nim przeglądać. Po niecałej minucie podała mi go i mogłam zobaczyć dziewiątkę dzieciaków ustawionych w rzędzie, każde uśmiechnięte i ubrane w taki sam szaro-żółty mundurek. Przybliżyłam palcami ich twarze, by móc się im przyjrzeć. Pierwszy z lewej stał mały Andreas, którego ciemna skóra połyskiwała w słońcu, a czarne kręcone włosy tylko dodawały mu uroku. Kolejny był Henke, zdający się być całkowitym przeciwieństwem Andreasa – już wtedy wyglądał, jakby miał zamiar sprawić komuś złośliwego psikusa. Następny stał chłopak. Do którego nie potrafiłam nie czuć sympatii. Beau nawet jako dziecko emitował tę książęcą energię. Brakowało mu jedynie małej koronki na głowie, by dopełnić obrazu. Ale coś się nie zgadzało.
– Beau nie miał jeszcze wtedy blizny – zauważyłam, zbliżając jeszcze mocniej na jego twarz. Faktycznie, na jego twarzy nie było żadnej skazy. – Skąd się wzięła?
Dziewczyny wymieniły się niepewnymi spojrzeniami. Pris odchrząknęła.
– Beau wraca do domu tylko, kiedy musi. Jego sytuacja... nie jest zbyt dobra. Kilka lat temu wrócił z wakacji z blizną. – Dziewczyna ostrożnie dobierała słowa. Nie wiedziała, ile może mi powiedzieć. – Mówił, że spadł z konia, ale...
– ...Jego ojciec totalnie rozjebał mu twarz – dokończyła za nią Simone.
– Simone!
Simone wzruszyła ramionami.
– Co? To prawda. Po co mamy słodzić?
– Nie wiemy, czy to na pewno prawda.
Och, Beau. Kiedy po raz pierwszy go zobaczyłam, zapisał się w mojej pamięci jako Bliznowaty Beau. Szybko jednak udało mu się sprawić, że zupełnie o tym zapomniałam. Swoją błyskotliwą osobowością całkowicie odwraca uwagę od tamtej niedoskonałości. W swoim życiu trafiłam na wiele spraw z przemocą domową. Niestety w większości przypadków nie jest ona zgłaszana przez strach ofiar. Czy Beau też bał się tak swojego ojca?
– Ale jak to? Czemu miałby...? – Nie chciałam nawet kończyć tego zdania.
– To francuski biznesmen, pan Édouard – burknęła Ava. Nazwisko mężczyzny brzmiało w jej ustach jak najgorsze przekleństwo. – Znamy Beau wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że jego ojciec czasem lubi za dużo wypić i wyżywa się na wszystkim dookoła.
– Zwykle na Beau – dodała Simone. – Dlatego staramy się go zabierać do siebie na wakacje czy święta.
Jezu, cholera. Przez myśl mi nie przeszło, że może być u niego aż tak źle. Tyle przeszedł, a wciąż potrafił być tak wesołym i otwartym. Czy przez tę informację żałuję, że ostatnio mu odmówiłam? I to jak. Czy powinnam? Ani trochę. Trochę profesjonalizmu, Logan, poważnie, skarciłam sama siebie.
– Powinnaś z nim o tym porozmawiać – zasugerowała mi Pris.
– Taa, po tamtym na chórze na pewno będzie chętny.
– Może i bywa wkurzający, ale jest naprawdę w porządku. On i Lance zawsze byli blisko, ciągle ratowali się z kłopotów. – Zaśmiała się i wskazała na zdjęcie.
Mały Beau obejmował ramieniem Lance’a, unosząc jednocześnie dwa palce do góry. Ręka Lance’a natomiast opierała się na ramieniu stojącej tuż obok Pris. Ich trójka wyglądała na najszczęśliwszych z wszystkich na zdjęciu.
Dalej stali kolejno: Simone, Ava, Praveen i Ella. Ostatnia dwójka stała nieco dalej od reszty, nie na tyle, żeby wyglądało to nienaturalnie, ale wystarczająco, by zachować bezpieczny dystans od reszty. Nic się nie zmieniło.
Mimowolnie wróciłam wzrokiem do twarzy Lance’a. Uroczy, uśmiechnięty dzieciak, który miał przed sobą świetlaną przeszłość. Ten sam dzieciak, który niedawno wylądował ledwo żywy w szpitalu, bo ktoś chciał się go pozbyć.
– Dlaczego ktoś zrobił mu coś takiego?
Nie spodziewałam się dostać odpowiedzi na moje pytanie, ale Pris odezwała się cicho, lecz pewnie:
– Zwykle odpowiedzią są pieniądze.
Bailey
Nadszedł czas, bym znów odwiedził Ellę i Henke w Klubie Kreatywności. Coś mi podpowiadało, że nie będzie to przyjemne spotkanie. Ha, tak jakby jakiekolwiek spotkanie z Ellą było przyjemne. To tylko spotkanie z dilerką i potencjalnym marionetkarzem, kontrolującym całą tę popieprzoną zabawę, będzie dobrze.
Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak ostatnim razem. Ella i Henke siedzieli na kanapie, po różnych stronach i jak najdalej od siebie, ale się nie ignorowali. Spokojnie o czymś rozmawiali. Ella robiła króliki z origami, a Henke wciąż rzeźbił w tym swoim kawałku drewna. Jedyną różnicą tak naprawdę były ich stroje. On miał na sobie bluzę drużyny hokeja, a ona białą sukienkę w malutkie fioletowe kwiaty.
– Heeeej – przywitałem się, zajmując miejsce między nimi. Aparat, który oczywiście ze sobą zabrałem (musiałem się po niego wrócić w połowie drogi, ale teraz go mam) położyłem sobie na kolanach. – Jak tam wam życie mija? Stało się coś ciekawego, jak mnie nie było? Jakieś morderstwa? Hmmmm?
Z ich spojrzeń wywnioskowałem, że posunąłem się za daleko i chcieli mnie zabić. Nie winiłem ich.
– Beau i Simone przed chwilą wyszli, może idź ich pomęcz, co? – zaproponował mi z udawaną uprzejmością Henke. – I odpieprz się od nas wreszcie.
Ach, na to czekałem.
– Dopiero przyszedłem, a ty już “odpieprz się wreszcie”. Daj mi przynajmniej pięć minut, żebym na to zapracował... A tak w ogóle, to po co tu byli? Chyba nie są w klubie, co nie?
Gładko poszło, Bailey, gładko. Ella chyba się ze mną zgadzała, bo cichutko zachichotała. Szybko się opanowała i odchrząknęła.
– Masz rację, Bailey. Nie należą do klubu, co nie zabrania im brania udziału w zajęciach ani spędzania wolnego czasu w salach.
– Beau jest zapisany tylko w tym jednym idiotycznym klubie... Jak on miał? To coś o ziemniakach – dodał Henke. – A Simone ma jakieś komputerowe zajęcia.
Z planów zajęć wiedziałem, że Simone chodziła głównie na skoncentrowane na komputerach zajęcia, przez co jej pozycja na liście podejrzanych szybko skoczyła z niskiej na pierwsze miejsce ex aequo z Henke.
– Ella, to ty dałaś Praveenowi tamto coś? Nieźle odleciał – spróbowałem. Już i tak mnie nie lubili, więc co mi było szkoda.
Henke nieco przekrzywił głowę i zmrużył oczy. Nie byłem pewien, czy to miało znaczyć, że uważa mnie za ostatniego debila za to pytanie, czy zwyczajnie mu nim zaimponowałem. Wcześniej wspomniał, że uważa narkotyki za gówno i nie chce, by jego przyjaciele się nimi odurzali.
Elli na sto procent nie spodobało się pytanie. Zacisnęła pięści, aż jej kłykcie pobielały.
– Nigdy nie dałam niczego Praveenowi. Ani jemu, ani Alice czy Trentowi. Dobra, możecie mnie obwiniać o Lance’a, ale nie ja sprzedałam tamto reszcie.
A ja z jakiegoś dziwnego powodu jej wierzyłem.
Logan
– Powinniśmy wrócić do pierwotnego stanu Akademii – stwierdził Will pod koniec lekcji angielskiego. – Powstała jako szkoła dla mężczyzn i zmiana tego na przestrzeni czasu okazała się być błędem.
To był jeden z tych cudownych momentów, w których przypominał mi, dlaczego nikt go nie lubi. Gdybym to ja miała na niego jakiegoś haka, kazałabym mu być miłym dla ludzi. Może by tego nie przeżył, kto wie.
– To bardzo gejowskie stwierdzenie, nie sądzisz? – zapytałam go niewinnie. – Szkoła pełna mężczyzn. Spełnienie marzeń.
Wykrzywił usta w grymasie.
– Fuj, nie. Chodzi mi o to, że dziewczyny zwyczajnie nie są na wystarczająco wysokim poziomie intelektualnym, by uczyć się razem z mężczyznami. Stanowisz teraz idealny przykład.
– Chyba nie jesteś na bieżąco z badaniami naukowymi. Naukowcy obalili teorię, że mózgi kobiet i mężczyzn różnią się pod względem nauki dziesięć lat temu. Co robiłeś przez cały ten czas?
Już szykował odpowiedź, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka kończącego zajęcia. Zamknął usta, spakował swoje rzeczy do torby i bez słowa wyszedł z sali. W porządku. Nie będę za nim tęsknić.
– Cześć – odezwał się ktoś niespodziewanie za mną. Podskoczyłam ze strachu tylko troszeczkę. – Och, przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć.
Obróciłam się. Beau wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Wciąż miał na sobie szkolny mundurek, ale już bez krawatu i z kilkoma rozpiętymi guzikami koszuli. Mimowolnie spojrzałam na jego bliznę na twarzy. Ani trochę go nie szpeciła. Może nawet sprawiała, że wyglądał przystojniej.
– Mam coś dla ciebie – mówił dalej. Wyciągnął coś zza siebie. Bukiet. – Mam nadzieję, że lubisz fiołki... Powinienem był przynajmniej zapytać Bailiego, prawda? On na pewno wie, co lubisz. Czy znowu zepsułem?
Odebrałam od niego bukiet, lekko muskając jego palce swoimi i przerywając kontakt wzrokowy tylko na sekundę, by spojrzeć na kwiaty. Zawsze, kiedy dostawałam od kogoś kwiaty, były to róże lub tulipany, nigdy fiołki. Muszę przyznać, stanowiły miłą odmianę, a ich jasnofioletowy kolor przyciągał uwagę.
– Przepraszam, że tak wyskoczyłem z tamtym pytaniem – mówił dalej. – Ledwo się znamy, ale coś mnie do ciebie przyciąga, Logan. Nic na to nie poradzę. Więc, proszę, pozwól mi odkupić tamten błąd kwiatami i pozwól mi nadal się z tobą przyjaźnić.
Dlaczego on musi być taki?
– Ja- Nie wiem, co powiedzieć – odparłam zgodnie z prawdą. – Dziękuję, Beau. Oczywiście, że chcę się z tobą przyjaźnić, a potem...? Zobaczymy.
– To mi wystarczy.
Ja do siebie przed pisaniem jakiegokolwiek rozdziału: ej nie wciskaj tyle Beau, to nie jest konieczne, daj więcej innych ludzi
Ja pisząc rozdział: Beau ładny Beau moje dziecko więcej beau wszędzie beau beau beau to moja ulubiona postać okej
Według mojej rozpiski zostało tylko 7 rozdziałów do końca!! (+tak wreszcie mam rozpiskę, to dlatego teraz rozdziały są w miarę szybko po sobie a nie po kilku miesiącach lol)
Pris z rozdziału na rozdział coraz bardziej przypomina mi Blair z plotkary i to (chyba) dobrze.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to: ooo bal świąteczny?? Niee zróbmy jednak jesienny wcześniej!! No świetny pomysł xDDD
Podziwiam Logan, że potrafiła ich rozpoznać na tym zdjęciu. Byli dziećmi, wszystkie dzieci wyglądają tak samo.
Beau w rozdziale: *checked*
Tragiczne backstory: *niestety też*
Will fuj. Jakby stworzyli tę akademię dla ludzi od pewnego poziomu iq, mógłby przeżyć niezły szok.
Ojej, fiołki, uroczo <3
Weny!!
planowałam koniec tej historii na styczeń ale no trochę ją pospieszyłam a bal musi być bo bal
Usuńkto nie kocha dobrego tragicznego backstory
will fuj to mood podczas każdej sceny z nim XDDD