10 czerwca 2019

Niech żyje lekkomyślność i odwaga

Logan

Nie mogłam powstrzymać myśli, że Erik García brzmi o niebo lepiej niż Bailey Lindberg. Erik García brzmi jak facet, który swoim zabójczym wyglądem i stylem rozwiązywałby wszystkie problemy, wyglądając przy tym jak gwiazda filmów akcji. Bailey Lindberg z drugiej strony brzmiał jak nieporadna klucha podejmująca najgorsze możliwe decyzje życiowe.
Erik i Bailey byli jednym facetem, który lądował gdzieś w środku obu tych charakterów, tworząc chaotycznie dobrego gościa, którym był mój partner.
Obracałam w dłoni zdjęcie z naszą dwójką i Willem. W Akademii mieli na tyle dobre kamery, że dało się z nich rozpoznać twarze. Na naszą niekorzyść. Z całej naszej trójki w najlepszej sytuacji był Will, którego twarz częściowo zakrywał opatrunek zrobiony z koszuli Bailiego, przez co był kompletnie nierozpoznawalny (a może w najgorszej – nie będzie w stanie dowieść, że to jemu stała się wtedy krzywda). Podtrzymywaliśmy go jak dzieciaka, który za bardzo upił się na imprezie i nie potrafił sam się doczołgać do domu. Bailey patrzył gdzieś w bok, ukazując jedynie swój profil. Rozpoznanie go wcale nie było tak proste, ale jego wzrost, ostro zarysowana szczęka i te wiecznie potargane ciemnobrązowe włosy znacznie to ułatwiały. A widząc kawałek dalej niską brunetkę z wyrazem twarzy przywodzącym na myśl ponurą Wednesday Addams, pewność, że to właśnie my wzrastała do 97%.
Wpatrywałam się w to zdjęcie przez dobre pięć minut, skupiając się cały czas na naszych twarzach, zanim przyjrzałam się innym szczegółom i zauważyłam malutkie proste litery, zlewające się z czarno-białą fotografią. Charakter pisma wyglądał dokładnie tak samo jak ten, którym zapisano nasze nazwiska.
– Bailey, patrz. – Podłożyłam mu zdjęcie pod nos. – Lewy dolny róg.
– “Kamery wam nie pomogą”? Co? Czekaj. – Wygrzebał spod łóżka laptopa i usiadł razem z nim przy biurku. Sięgnął jeszcze do kieszeni swoich spodni. Wyjął z niej pendrive’a, którego od razu podpiął pod laptopa. Zaraz po tym na ekranie pojawił się widok z kamer. – I tak musimy sprawdzić. Cholera, nie wiem nawet, od czego zacząć.
Cała radość po duecie z Pris wyparowała w mgnieniu oka, zastąpiona przez niepewność wywołaną znalezioną kopertą. Dołączyłam do przygarbionego Bailiego, który cofał nagranie do czasu, kiedy wyszliśmy ze swoich pokoi na spotkanie chóru. Ktoś w tym czasie zdążył włamać się do pokoju Bailiego i przykleić kopertę do drzwi. Na jednej z kamer dokładnie było widać drzwi do pokoju Bailiego, przez co sprawca nie miał szans uniknąć zostania złapanym na filmie.
– No dobra, to się stało między szesnastą a siedemnastą – mruknął do siebie Bailey i dodał głośniej: – Wyszliśmy szybciej niż reszta. Ich od razu możemy skreślić.
Uważnie przyglądaliśmy się drzwiom, a czas na dole nagrania mijał. Obok pokoju Bailiego przeszło dość sporo osób, ale żadna z nich nawet się nie zatrzymała, a co dopiero próbowała się włamać. Dotarliśmy do momentu, w którym weszliśmy do pokoju. Nikt przed nami tego nie zrobił.
Kazałam mu jeszcze raz przewinąć do szesnastej.
– Ktoś przy nich grzebał?
Wzruszył ramionami. Wyglądał na równie zagubionego, co ja.  
– Nie wiem. Może. Wszystko wygląda w porządku. Tylko... Nic tu nie ma.
– Czy ten ktoś mógł wejść tu inaczej? Nie zostawiłeś otwartego okna? – zapytałam, spoglądając na okno, które było jednak zamknięte. – Nie zostawiłeś.
– Powinienem napisać do szefa, żeby sprawdzili, czy coś zostało zedytowane?
– Tak będzie najlepiej. Cały chór był w tym czasie z nami. W tym Pris i Andreas. I Beau.
– Przyszedł później – zauważył Bailey. Szybko znalazł moment, w którym Beau wchodził do sali chóru i zaczął cofać nagranie, szukając go na innych kamerach, by sprawdzić, dokąd się cofa.
Beau przeszedł przez pół szkoły, uścisnął co najmniej pięć osób po drodze i dziesięciu innym przybił piątki, aż w końcu dwadzieścia dwie minuty po szesnastej dotarł do swojego pokoju, z którego nie ruszył się aż do piętnastej.
– Też nie – westchnęłam. Miałam małą nadzieję na to, że zrobi coś podejrzanego albo że w ogóle zniknie z widoku, co wskazywałoby na to, że nagranie zostało podmienione.
Sprawdziliśmy jeszcze miejsca pobytu w tamtym czasie innych podejrzanych. Will razem z Ellą siedzieli na dodatkowych zajęciach wstępu do prawa, Ava i Simone siedziały w swoich pokojach, a Henke nie dało się nigdzie znaleźć. Dosłownie nigdzie. Wyszedł z ekonomii przed szkołę, po czym zapadł się pod ziemię.
Bailey zatrzymał nagranie.
– Nie podoba mi się to. Albo jest jeszcze ktoś, kogo w ogóle nie podejrzewamy, albo Henke nadal jest naszym głównym podejrzanym.
– Sprawdź jeszcze noc z Willem. Kazałeś im to usunąć, prawda?
Skinął i w ciszy cofnął do tamtego dnia. Akademia nie miała specjalnego pomieszczenia, w którym siedziałby ktoś i przeglądał na bieżąco nagrania z kamer w nadziei na jakieś incydenty. Sprawdzali kamery dopiero, kiedy stało się coś niespodziewanego i potrzebowali dowodów. Nikt więc nie zobaczył nas, kiedy przenosiliśmy Willa. Zdjęcie, które dostaliśmy było od osoby, która dobrze wiedziała, co się wtedy stało.
Nigdzie nie było nas widać. Nasze ciąganie Willa po korytarzach zostało wycięte i zamienione nagraniami pustych korytarzy. Gdybym nie wiedziała, że tam byliśmy, to nawet nie podejrzewałabym, że coś jest nie tak z tymi nagraniami.
– Usunęli ten fragment jakąś godzinę po tym, jak wróciliśmy.
– Ktoś wiedział, czego szuka.
– Myślisz, że to był Will? Albo Henke?
– Henke, może. Wątpię, żeby Will obudził się tak wcześnie.
Jeśli nawet się obudził, pewnie był zbyt oszołomiony, żeby cokolwiek zrobić. Bailey nieźle go wtedy uderzył.
Przejrzeliśmy akta naszej najbardziej podejrzanej grupki po raz milionowy, skupiając się na jakichkolwiek zajęciach związanych z technologią, filmami czy tym podobnych rzeczach.
Jedynymi osobami, jakie pasowały, byli Henke, Dre, Simone, a także Preveen, ku naszemu zaskoczeniu. Henke i Dre w zajęciach dodatkowych mieli “Analizy filmowe”, a ten pierwszy dodatkowo chodził jeszcze na z montażu i edycji. Simone również w planie miała nie tylko montaż i edycję, ale też programowanie. Praveen z oczywistych powodów nie mógł być tym, kto zedytował nagranie, ale, jak się okazało, to właśnie od miał dostęp do nagrań z kamer. Do jego rodziny należała jedna z największych agencji ochrony w kraju – właśnie tej, której kamery zostały zamontowane w całej szkole.
Wymieniliśmy się z Bailim porozumiewawczym spojrzeniem. Odchrząknął i niechętnie powiedział:
– Lepiej, żeby szybko się pozbierał, bo musimy z nim poważnie porozmawiać.

Bailey

Wymknięcie się ze szkoły w piątkowy wieczór okazało się dziecinnie proste. Po tym jak znaleźliśmy przejście za Szekspirem, oczywiście.
Szpital, w którym leżeli Lance i Preveen znajdował się godzinę drogi od Akademii. Skoro właśnie tam ich wysłali, musiała to być jakaś wybitnie dobra placówka. I na taką wyglądała, kiedy przed nią zaparkowaliśmy. To z pewnością miejsce, do którego ciężarne kochanki polityków są wysyłane, by urodzić z dala od zgiełku i mediów.
Przywykłem do widoku zwykłych szpitali ze zdecydowanie zbyt niskim budżetem, że ten wyglądał niemal jak pałac. Gdyby nie wielki napis “Szpital”, to pomyślałbym, że to jakiś ekskluzywny amerykański uniwersytet, który wylądował w złym miejscu.
– Mogłabym umrzeć w takim miejscu – szepnęła z podziwem Logan. – Jeśli coś mi się stanie, to wyślijcie mnie tutaj.
Wyglądała dzisiaj inaczej niż zwykle. Włosy upięła w wysokiego koka, dodającego jej powagi, a na nos założyła okulary, chociaż nie miała żadnej wady wzroku. Nie tylko ona zdecydowała się na małą zmianę wyglądu – w moim uchu znów zawitał kolczyk, a lekkiemu zarostowi, który pojawił się na mojej twarzy dziś rano wyjątkowo pozwoliłem żyć. Oboje mieliśmy także na sobie nasze policyjne uniformy, jak dotąd trzymane w reklamówce, schowanej w skrytce samochodowej – umiejętnie ukrytej dziurze w tylnym siedzeniu – razem z prawdziwymi dokumentami.  
Gdy dzisiaj sięgnąłem po te stroje i dokumenty, przez krótki moment myślałem, że to może przez to ktoś dowiedział się o naszych prawdziwych tożsamościach, ale samochód cały czas stał zamknięty. Nie było na nim żadnego śladu włamania, a zawartość reklamówki wyglądała dokładnie tak samo, jak w momencie, w którym ją tam włożyłem. I nie sposób byłoby komuś znaleźć skrytkę w samochodzie, jeśli o niej nie wiedział. Nikt nigdy jej nie zauważał.
Podstarzała recepcjonistka w szpitalu była na tyle miła, że nie zadawała dodatkowych pytań, kiedy pokazaliśmy jej, że jesteśmy z policji i powiedzieliśmy, że musimy przesłuchać Lance’a. Podała nam jedynie numer piętra i jego pokoju, po czym wskazała w kierunku wind. Oficjalnie mogła odwiedzać go jedynie rodzina, ale policja to inna sprawa. Jesteśmy ponad prawem.
Pokój Lance’a znajdował się na końcu korytarza na piątym piętrze. Logan zapukała do drzwi, po czym lekko je uchyliła i weszła do środka. Wśliznąłem się zaraz za nią.
To jedno pomieszczenie było wielkości całej mojej kawalerki w centrum Londynu. Na przeciwko drzwi stało (zdecydowanie większe niż przeciętne) łóżko szpitalne, a na nim leżał chuderlawy nastolatek. Wyglądał okropnie, jakby na kościotrupa narzucono cienką warstwę skóry. W ogóle nie przypominał osoby, której zdjęcia w kółko przeglądaliśmy. Tamten dzieciak wyglądał, jakby zdrowo jadał i spędzał większość czasu na uprawianiu sportu, mając przy tym dużo frajdy, a ten sprawiał wrażenie, że rozpadnie się w pył, jeśli tylko za mocno się go dotknie. Przeniósł wzrok ze stojącego w rogu telewizora na nas i westchnął.
– Lance Blackmoon? – zapytała Logan, na co on potaknął.
– Jestem oficer Erik Garcia, a to oficer Violet – wtrąciłem się, wskazując na Logan. – Jesteśmy z NCA i mamy do ciebie kilka pytań.
Minęło trochę czasu, odkąd ostatni raz powiedziałem o sobie “oficer”, ale taki właśnie miałem tytuł. Przywykłem do mówienia o sobie jako o zwykłym policjancie, ale tak naprawdę członkowie NCA byli nieco wyżej w hierarchii. Razem z Logan jesteśmy bardziej jak brytyjscy agenci FBI, niż policjanci. Było jednak łatwiej mówić, że jest się z policji, niż z NCA. Ludzie od razu tracili do ciebie zaufanie, a co dopiero, gdyby powiedziało się, że twoja agencja kontroluje policję. Momentami zapominałem, jak ważni są ludzie, dla których pracuję.
Lance ostrożnie pokiwał głową.
– Dlaczego tu jesteście? Co was obchodzi zwykłe przedawkowanie? Moi rodzice pewnie i tak już zadbali, żeby nazwali to “zdrowotną przerwą w nauce” czy jakimś innym gównianym określeniem.  
Logan udała, że go nie słyszy.
– Co możesz nam powiedzieć o dniu, w którym tu wylądowałeś?
– Obudziłem się, olałem zajęcia, połknąłem kilka pigułek i wylądowałem tutaj. Wystarczy?
– Nie musisz kłamać. Rozmawialiśmy z Pris Marchand. – O czym ona mówiła? – Przyznała, że byliście razem i że sam byś sobie tego celowo nie zrobił.
Udawałem, że wiedziałem, o co chodzi. Domyśliłem się, że nie chodziła z Dre, ale nie spodziewałem się, że miała kogoś innego. Wyglądało jednak na to, że Lance wiedział. Na samo wspomnienie imienia dziewczyny momentalnie się ożywił.
– Pris to powiedziała?
– Możesz się jej zapytać, jeśli nam nie wierzysz – odpowiedziałem za Logan. – Powiedz nam prawdę.
Przekręcił się na łóżku. Wygrzebał spod poduszki pilot od telewizora i go wyłączył, po czym obrócił się w naszą stronę. Podrapał się w tył głowy, roztrzepując przy tym jasne włosy.
– Okej, wiecie co? Jebać to. I tak nie wracam do tej dziury.
– Nie wracasz do Akademii? – zapytałem, nieco zaskoczony jego słowami.
Pokręcił głową.
– Musiałbym być nieźle walnięty, żeby tam wrócić. Szkoła sama w sobie jest dobra, ale ludzie sprawiali, że czułem się bardziej jak w zakładzie dla czubków niż w szkole. Dosłownie czułem, jak spieprzają moje chęci do życia. Dlatego zacząłem brać te pigułki, inaczej się nie dało.
– Możesz powiedzieć nam coś więcej o tych pigułkach? – zainteresowała się Logan, a jej brwi uroczo się zmarszczyły. Miała ładne brwi, ciemne i z ostro zarysowanym łukiem. S k u p się, Bailey. – Skąd je wziąłeś, czy zadziałały inaczej, niż powinny?
Przeszedłem na drugą stronę pokoju i stanąłem przy oknie, ciągle z uwagą przysłuchując się rozmowie. Okno wychodziło na parking, szybko znalazłem na nim nasz samochód. Wyglądał dość przeciętnie wśród nowych modeli mercedesów czy lexusów. Nagle poczułem się biednie.
Czułem na sobie wzrok Lance’a.
– Brałem je, żeby się odstresować. Działały trochę jak palenie trawki, przez chwilę było miło i przyjemnie. Zawsze brałem tylko jedną. Ostrzegła mnie, że więcej może źle zadziałać.
– Ostatnim razem też wziąłeś tylko jedną? – chciała się upewnić Logan. – I czy możesz nam powiedzieć, kim ona jest? Osoba, która ci to sprzedała?
Przytaknął.
– Tylko jedną, ale... To było dziwne. Ona powiedziała, że... Skoro jestem stałym klientem, to dostanę “spersonalizowaną wersję”. Zapytałem, o co z tym chodzi, ale powiedziała, że została poproszona, by mi dać konkretnie tę pastylkę. Że była właśnie dla mnie. Nie wiem, czemu byłem takim kretynem i nie widziałem w tym niczego złego. Wyglądała tak jak zawsze, ale była fioletowa. Pigułka. – Ukrył na moment twarz w dłoniach, zażenowany sam sobą. – Wziąłem ją. Następne, co pamiętam, to obudzenie się tutaj.
Logan szybko notowała w swoim telefonie najważniejsze informacje. Słychać było jedynie dźwięk jej paznokci uderzających w ekran telefonu. Dostał specjalną pigułkę. Ktoś wiedział, co robi. Chciał, żeby wylądował tutaj. Albo żeby umarł, jak jego poprzednicy. Chłopak nadal nie odpowiedział na pytanie, od kogo kupił pigułki.
– Przykro nam, że musiałeś przez to przejść. Staramy się znaleźć osobę za to odpowiedzialną, czy możesz nam w tym pomóc? – Czułem się jak robot wypowiadający zaprogramowaną formułkę, ale nie wiedziałem, co mógłbym mu powiedzieć.
– To była Holt. Ella Holt. Ale ona działa tylko za pośredniczkę, nie wiem, skąd bierze swój towar. Sama nie wiedziała, o co chodzi z tą specjalną pigułką dla mnie.
Na parking wjechał czerwony, wyglądający znajomo samochód. Zaparkował na najbliższym wolnym miejscu, kilka samochodów od naszego. Światła zgasły i wysiadła z niego dobrze znana mi blondynka.
– Musimy się zbierać – powiedziałem szybko do Logan, rzucając jej porozumiewawcze spojrzenie.
Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, ale nie protestowała.
– Możesz podać mi swój numer telefonu, na wypadek, gdybyśmy mieli więcej pytań? – zapytała jeszcze Lance’a, zanim wyszliśmy.
Korytarz był pusty, stały na nim dwa pełne automaty z napojami i przekąskami. Było wyjątkowo cicho i spokojnie.
– Czemu wyszliśmy? – zapytała oskarżycielsko Logan.
– Bo Pris właśnie stanęła pod szpitalem i wydaje mi się, że wybiera się do Lance’a, a raczej wolelibyśmy uniknąć konfrontacji z nią, nie sądzisz? Szczególnie w tych strojach.
– Jak wolisz. – Wzruszyła ramionami. – Wszystko mi jedno.
Logan czasem naprawdę nie potrafiła kłamać.
Szybko zeszliśmy na dół schodami. Zostało nam tylko kilka stopni, gdy usłyszeliśmy znajome głosy. Natychmiast się zatrzymałem i lekko przytrzymałem Logan, która chciała iść dalej.
Ostrożnie wyjrzałem za róg i jak najszybciej się ukryłem. Zaraz obok schodów na windę czekali Pris i Andreas. Nie widziałem, żeby wysiadał razem z nią. Musiał przyjechać swoim samochodem i zaparkować gdzieś dalej.
– To zabrnęło za daleko – syknęła Pris.
– Tak, wiem – odpowiedział jej Andreas. – Ale co my na to poradzimy?
– Możemy komuś powiedzieć o Elli.
– I co to da?
– Nie wiem, może znajomi przestaną nam umierać i lądować w szpitalu, co ty na to?
Odpowiedział coś, czego nie dosłyszałem.
– To trwa wieki, pójdźmy schodami – mruknęła zniecierpliwiona Pris.
O nie. Może i byliśmy “przebrani”, ale przecież oni spędzili z nami wystarczająco dużo czasu, by nas poznać. Co robić, szybko, myśl. Możemy szybko pobiec przed siebie z nadzieją, że nie zwrócą na nas uwagi albo zawrócić i ukryć się gdzieś na piętrze.
Echo ich kroków robiło się coraz głośniejsze.
– Właściwie to nawet wolę schody, to dobre dla zdrowia – dodała Pris.
I nagle poczułem na swoich ramionach mocny uścisk Logan. Przygwoździła mnie do ściany, przysunęła swoje ciało najbliżej mojego, jak tylko było to możliwe i położyła dłonie na moich policzkach. A potem kopnęła mnie w kolano, zmuszając do schylenia się, i mnie pocałowała. To był najboleśniejszy pocałunek w moim życiu, a jednak wydawał się jednym z najlepszych. Zamknąłem oczy, pozwalając jej robić, co tylko chciała.
Kilka sekund później usłyszałem zdegustowany głos Andreasa:
– W szpitalu? Trochę przyzwoitości.
Co miałem zrobić? Przestać? Jasne.


Napisałam połowę tego rozdziału po wypiciu butelki wina. Chyba inczej nie byłabym w stanie go skończyć. To pierwszy rodział od ponad pół roku. Jeszcze żyję i mam zamiar to skończyć, ale to może chwilę potrwać.

2 komentarze:

  1. Nadal boję się czytać tej książki, więc przyszłam przeczytać coś, co mnie nie zawiedzie.
    O rany, tu jest tyle imion, których nie pamiętam. Pamiętam tylko te śmieszne, więcej śmiesznych imion.
    Całkiem fajnie było zobaczyć ich jako policjantów, (albo czegoś innego niż policjantów, whatever) nagle zachowywali się tak dorośle. Przebywanie w szkole sprawia, że są gorszą wersją siebie, czy coś.
    Przeglądanie kamer to musi być strasznie nudna robota, szczególnie jak nie do końca wie czego i kogo się szuka.
    *rip kolano* *bycie undercover idzie im super*
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta, to podobno tragicznie smutna książka, więc się nie dziwię.
      Może i zachowywali się dorośle, ale pamiętaj, to nadal debile. Kocham Ich mocno.
      Byli trochę podwójnie undercover. Jeszcze się uczą.
      Wzajemnie!!

      Usuń