03 listopada 2018

Złap aluzję

Bailey

Gdy wróciliśmy, Will wciąż leżał nieprzytomny pod ścianą na końcu tunelu. Będę szczery, podobał mi się ten widok. To był pierwszy raz, kiedy Will rzeczywiście wyglądał niewinnie. Wyglądałby nieco lepiej, gdyby nie owinięta wokół jego głowy koszula i ta zaschnięta krew na twarzy. Fuj.
Okej. Może i była to trochę moja wina. Ale gdyby Will nie włóczyłby się po nocach nie wiadomo gdzie, to nic by mu się nie stało. Powinien był pomyśleć o tym wcześniej, jeśli nie chciał, żeby coś mu się stało. Mógł chodzić po dachu albo jakimiś podziemnymi tunelami prosto ze swojego pokoju na zewnątrz. Nie zdziwiłbym się ani trochę, gdyby okazało się, że takie istnieją.
Razem z Logan przenieśliśmy go do jego pokoju. Im później w nocy, tym ochrona stawała się spokojniejsza. Tym razem nie trafiliśmy na nikogo. Poszło szybko, gładko i sprawnie, co było miłą odmianą. Miał przy sobie klucz z numerem pokoju, co znacznie ułatwiło sprawę. Sprawdzanie każdego pokoju po kolei stuprocentowo skończyłoby się trafieniem na ochroniarzy.
Zabrałem swoją koszulę i razem z Logan udaliśmy się do mojego pokoju.
– Może w końcu dowiemy się czegoś porządnego – burknęła, gdy zakluczyłem za nami drzwi.
Przytaknąłem i sięgnąłem do kieszeni spodni po pendrive’a od szefa.
– Pod łóżkiem jest laptop. Możesz go wyjąć? – poprosiłem Logan. W międzyczasie schowałem brudną koszulę do torby z rzeczami, o których istnieniu nie chcę, żeby ktokolwiek poza mną i Logan wiedział.
Sięgnęła po niego, po czym usadowiła się wygodnie na łóżku z laptopem na kolanach. Rzuciłem jej pendrive’a, a ona od razu go podpięła.
Usiadłem obok i zerknąłem na ekran. Przez kilka długich sekund nic się nie działo. Zaczynałem obawiać się, że szef dał nam uszkodzony gadżet i nic nie zobaczymy, ale wreszcie coś się pojawiło. Nie otwarł się żaden folder, laptop nawet nie powiadomił nas, że wykrył pendrive’a. Wyskoczyło okienko, a na nim aktualny widok z kamery przed głównym wejściem do szkoły. Obok niego były miniaturki z całą resztą kamer. Mogliśmy przewijać i sprawdzać konkretne daty i godziny. Dostaliśmy dokładnie to, czego chcieliśmy. Chociaż raz.
– Sprawdź dziewiąty października – poleciłem Logan. – Zobaczymy, gdzie była Pris.
Wybrała odpowiednią datę, przewinęła do późnych godzin i zaczęliśmy wypatrywać na kamerach Pris. Długo nic się nie działo. Dopiero niedługo przed pierwszą w nocy ze swojego pokoju wyszła Pris. Najpierw tylko wychyliła głowę i nerwowo rozejrzała się dookoła, wyglądając ochroniarzy. Spojrzałem na inną kamerę, akurat wtedy zajmowali się kupowaniem batonów z automatu korytarz niżej. Jak tylko skończymy z tą akcją, to mam nadzieję, że zastąpią tych ochroniarzy lepszymi, bo to, co się dzieje podczas ich zmian, to niezły żart.
Pris wyszła na korytarz i udała się do męskiego skrzydła. Każdy krok robiła z pewnością, dokładnie wiedziała, że idzie, ale wciąż nerwowo się rozglądała na wypadek, gdyby ktoś był w pobliżu. I, jak wcześniej przyznała się Logan, rzeczywiście poszła do pokoju Lance’a. Wyciągnęła z kieszeni klucz, przekręciła go w zamku, po czym weszła do środka. Wyszła dopiero po kilku minutach, ocierając z twarzy łzy. Nie wiem, coś we mnie wtedy pękło. Do tej pory traktowałem Lance’a i resztę jak jakieś dzieciaki, które nie były zbyt ważne. Dopiero po tym dotarło do mnie, że oni mieli przyjaciół, bliskie osoby, którym na nich zależało. Lance miał Pris, dziewczynę, która tęskniła za nim i płakała, ponieważ prawie umarł.
– Mówiła prawdę – szepnąłem nieco drżącym głosem, starając się nie dać smutkowi przesiąknąć mojego głosu.
Logan milcząco skinęła głową.
Oglądaliśmy dalej. Na powrót zakluczyła drzwi i skierowała się do swojego pokoju. Po drodze zatrzymała się na moment przed pokojem Logan, w którym wtedy hałasowaliśmy, a ja musiałem chować się do szafy (co nie było szczególnie przyjemne ani wygodne). Przez krótki moment stała pod drzwiami nasłuchując, aż wreszcie poszła dalej, do siebie. I już więcej stamtąd nie wychodziła, aż do siódmej rano.
Zrezygnowany opadłem na łóżko.
– Naprawdę nie chciałem, żeby mówiła prawdę. To byłoby o wiele prostsze, gdyby robiła coś nielegalnego.
– Czy teraz możemy wykreślić ją z listy osób podejrzanych? – zapytała Logan, zmieniając datę na kamerach na dzisiejszą.
– Nie, lepiej nie. To, że jej chłopak przedawkował nie znaczy, że to nie ona diluje.
– Myślisz, że pozwoliłaby mu na to, gdyby jej na nim zależało?
Nie odpowiedziałem.
Obejrzeliśmy Willa wchodzącego do sali od angielskiego o 20 i nas wyciągających go stamtąd kilka godzin później. To musi zostać usunięte. Od razu napisałem o tym szefowi.
– Daj 21 i korytarz między naszymi skrzydłami – poleciłem na koniec Logan. – Spotkałem tam Beau. Chcę wiedzieć, co robił wcześniej i później.
Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami, ale posłusznie wykonała zadanie. O 21:10 wyszedł ze swojego pokoju, następnie udał się do toalety, a w drodze powrotnej zagadnął kolejno: idącego akurat do toalety Andreasa, jakąś młodszą dziewczynę, a na koniec mnie. A później wrócił do swojego pokoju.
– Miałeś świetne przeczucie – zakpiła, zamykając laptopa i odłączając pendrive’a. – Beau chodzi do łazienki i rozmawia z ludźmi. Czemu robił takie dziwne miny, kiedy z tobą rozmawiał?
Przypomniałem sobie o rozmowie o szkaradnym wyglądzie Logan i uznałem, że będzie lepiej, jeśli się o tym nie dowie. Na pewno nie ode mnie.
– Sama się go zapytaj.

Logan

Dokładnie dwie minuty przed rozpoczęciem się naboru do drużyny hokeja, ja i Bailey weszliśmy na prywatne szkolne lodowisko. Prywatne lodowisko to najwidoczniej żaden problem dla takiej szkoły jak Akademia.
Aż do dziesięciu minut temu Bailey upierał się, że pójdzie sam i mam go nie męczyć. Powiedział, że mam go nie męczyć. Co, miałam go posłuchać? Jeszcze czego. Przyjemnie byłoby zobaczyć jego porażkę na lodzie po jego wielokrotnym upieraniu się, że świetnie jeździ.
Na wejściu przywitał nas Dre. Miał na sobie czarno-białe ochraniacze z logiem drużyny, a pod pachą trzymał kask. W tym stroju przypominał mniej największe-ciacho-szkoły, a bardziej jakiegoś niekształtnego napakowanego bałwana.  
– Jesteście chętni? – zapytał, wskazując za siebie, na lód. – Logan, nie daj się zwieść wszystkim facetom w drużynie. Tak naprawdę to mieszana drużyna, ale żadna dziewczyna jak na razie nie chciała się włączyć.
To była dla mnie nowa wiadomość. Nikt wcześniej nawet nie wspominał, że przyjmują tu dziewczyny. Założyłam, że to po prostu męski sport i kobiety są be, i lepiej żeby się nie zbliżały. Nie poświęciłam ani sekundy na zastanawianie się, czy chcę dołączyć do drużyny hokeja.
Ale nie, nie chciałam. I nie tylko dlatego, że nie potrafiłam jeździć na łyżwach, ale również dlatego, że Bailey tam wystarczy. Gdy on będzie się męczyć ze sportami (zakładając, że go przyjmą), to ja będę mieć czas na zajęcie się innymi sprawami.
– Och, łał, świetnie – powiedziałam szczerze. – Ale niestety ja i sporty zespołowe się nie lubimy. Jestem tu, żeby kibicować Bailiemu.
– Bo taka milutka z ciebie siostra – sarknął Bailey, podchodząc do Dre i przybijając mu piątkę. – Dużo osób próbuje?
– Licząc z tobą? Jak na razie pojawiły się cztery. Możesz iść do szatni się przebrać, są tam stroje w różnych rozmiarach, coś powinno na ciebie pasować.
Bailey skinął głową i poszedł we wskazanym przez Dre kierunku. Gdy zniknął w szatni, Dre zerknął na mnie i zapytał:
– Jesteś pewna, że nie chcesz spróbować?
To mogłoby skończyć się największym upokorzeniem roku.
– Nie, dzięki – odparłam. Rozejrzałam się po całej sali. Była ogromna. Na trybunach siedziało kilka osób, ale nie dostrzegłam nigdzie nikogo dorosłego. – Nie macie trenera czy kogoś? Kto wybiera osoby do drużyny?
– Ja. „Trener” pojawia się tu tylko na treningach przed ważnymi meczami i podczas nich. Przez resztę czasu ja tu rządzę. Czasem odnoszę wrażenie, że ta szkoła jest kierowana przez uczniów, niż przez nauczycieli.
Miał rację. Szkoła miała pełno zajęć pozalekcyjnych, w których uczniowie zaskakująco chętnie uczestniczyli, a nawet im przewodzili. Jak na razie nauczycieli spotykałam głównie podczas lekcji.
– Czy jestem w stanie przekupić cię, żebyś przyjął mojego brata? – spytałam przymilnym tonem, półżartem, jednocześnie uśmiechając się do niego zalotnie. Było to poniżej mojej godności, ale czego nie robi się dla ważnego zadania.
Ku mojemu zaskoczeniu, a może nie, Andreas wybuchnął śmiechem.
– Och, Logan, nie. Ty nie. Chcę mieć dobrą drużynę, a nie dłużników.
Wielkie drzwi łączące szatnię z lodowiskiem otwarły się. Potencjalni nowi członkowie drużyny wjechali na lód. Dwójka z nich wyglądała na młodsze dzieciaki, może z drugiego roku. Wyglądali, jakby mieli zaraz wywrócić się na lodzie. Gdybym ja tam była, to z pewnością zdążyłabym wywrócić się zanim jeszcze weszłabym na lód.
Zaraz za tamtą dwójką jechała znajoma dziewczyna. Zorientowanie się, kim była zajęło mi o wiele dłużej, niż chciałabym się do tego przyznać.
– Ava też próbuje – poinformował mnie Dre, wskazując dziewczynę. – Mamy tylko jedno wolne miejsce i pewnie ona je zajmie. Już widzę, że te dzieciaki są zbyt słabe. Zobaczymy, jak poradzi sobie Bailey.
Jakby słysząc swoje imię, na lód wjechał Bailey. I, łał, nie upadł przy tym. Właściwie, poruszał się na lodzie szokująco dobrze.
Dre również wszedł na lód, a ja skierowałam się na trybuny. Wśród siedzących tam osób zauważyłam Simone. To był pierwszy raz, kiedy udało mi się gdzieś na nią wpaść po zajęciach. Zwykle siedziała u siebie w pokoju albo była zajęta z innymi dziewczynami i nie miałam z nią jak porozmawiać sam na sam.
Gdy szłam do niej, na lód wyjechał również aktualny skład drużyny: Henke, Beau i kilku innych chłopaków. Praveen pewnie też by tam był, gdyby nie leżał w szpitalu walcząc o życie. Jak tylko Beau mnie zauważył, wesoło do mnie pomachał. Poznałam go jedynie po naszytym nazwisku na plecach. Z grzeczności mu odmachałam. Nie dowiedziałam się jeszcze, o co chodziło Bailiemu wczoraj z ich rozmową i nie wiedziałam, czy chcę się dowiedzieć, ale Beau sam nie zarzucił tego tematu. Nie mieliśmy jednak szczególnej okazji, żeby dzisiaj ze sobą porozmawiać.
Ten dzień był dość przeciętny. Jedyną anomalią był Will na pierwszej lekcji, angielskim, kiedy to pojawił się ze sporym opatrunkiem na skroni. Nauczycielka domagała się, by wytłumaczył, co mu się stało, bo bójki są niedopuszczalne (z jakiegoś powodu nikt nie mówi tak o narkotykach, może próbują wyprzeć ich istnienie, nie wiem). Will powiedział tylko, że potknął się na schodach i upadł. To było mądre z jego strony.
Usiadłam obok Simone, która miała dzisiaj wyjątkowo na nosie czarne okulary i przywitałam się z nią nieśmiałym „cześć”. Cały czas wpatrywała się w jeżdżącą z gracją, a zarazem ogromną agresją Avę.
– Kibicujesz jej? – zagadnęłam dziewczynę, skupiając część mojej uwagi na Bailim. – Nieźle jeździ.
– Trenuje odkąd skończyła dziesięć lat. Zawsze chciała być w drużynie, ale nigdy nie było miejsc, a jak już coś się zwolniło, to brali facetów.
Żyjemy w świecie podporządkowanym facetom, nic dziwnego. Nieco rozczarowujące, ale nie zaskakujące.
– Dziesięć lat? Sporo czasu. Przyszłam tu dla Bailiego, ale chyba zostanę dla Avy.
Uśmiechnęła się półgębkiem.
– Zasługuje na to, żeby się dostać.
O ile chciałam, żeby to Bailey dostał się do drużyny (i miał z czego cieszyć przez następny miesiąc), o tyle przeszkadzałby mi jego wybór. Ava rzeczywiście jeździła dobrze. Potencjalni nowi zawodnicy zostali podzieleni w małe zespoły razem z członkami drużyny i mieli zagrać kilka krótkich meczy. Jak na razie najlepiej szło właśnie Ave i Bailiemu. Avie nieco lepiej.
– Wiesz co? Masz rację. Jeśli ktokolwiek inny zajmie jej miejsce, to pójdę się kłócić.
Wymieniłyśmy jeszcze kilka krótkich uwag podczas pierwszego meczu. Simone okazała się znacznie milsza, niż wydawało mi się, że będzie. Chyba wszyscy w tej szkole okazali się być znacznie milsi, niż zakładałam. Oczekiwałam bandy dupków, a nie przyzwoitych ludzi, halo. Co to ma być? Jak na razie jedyną osobą, której rzeczywiście nie lubię jest Will.
– Tak z innej beczki – zaczęłam, jak rozpoczął się drugi mecz. Bailey w nim nie grał. – Wiesz może co z Praveenem? Nie znaliśmy się zbyt długo ani nic, ale byłam tam, kiedy to się stało. Coś się poprawiło?
Pokręciła głową i schowała dłonie do kieszeni czerwonej bluzy.
– Jak na razie żadnej poprawy. Nadal się nie obudził.
Krążek poleciał prosto do bramki. Ava strzeliła gola, na co Simone lekko zaklaskała. Stojący pod wejściem na lód Bailey zrobił to samo.
– Okropna sprawa. Nie wyglądał na kogoś, kto bierze.
– Proszę cię, połowa szkoły bierze. Niektórzy są z tym bardziej dyskretni niż inni – mruknęła niewyraźnie. Nie spojrzała na mnie nawet na moment, całkowicie skupiona na grze przyjaciółki. – Ale nie spodziewałam się, że mógłby doprowadzić się do takiego stanu.
– Mówił coś, że to wina Beau? Czemu miałaby to być wina Beau? Kompletnie tego nie rozumiem. Wydawało mi się, że się lubili.
Znów się zaśmiała, jakbym opowiedziała jakiś dobry żart.
– Praveen i Beau? Przyjaciele? Ani trochę. Nie znosili się. Niewiele osób znosiło Praveena – przerwała na chwilę, by poprawić opadające jej na nos okulary. – Praveen mógł być zły o to, że Beau zawsze ma wyższe wyniki od niego, zgarnia masę bonusów i jest aktualnie uczniem numer jeden. Praveen od pierwszej klasy zapieprzał, żeby mieć jak najlepsze oceny i dostać dobre stypendium. Nie wiem, Beau może psuł mu ten plan.
– Myślisz, że zaczął brać narkotyki, bo potrzebował zastrzyku energii do nauki?
– Już powiedziałam, nie wiem. Może. Nie byłby to pierwszy taki przypadek.
Rozegrali jeszcze dwa mecze. Po pierwszym z nich Andreas kazał dwóm młodszym chłopakom wyjść i ze zgłaszających się zostali tylko Ava i Bailey. Po ostatnim meczu Andreas rozkazał im ustawić się na środku lodowiska. Reszta drużyny utworzyła wokół nich krąg, na przewodzie którego stanął kapitan drużyny.
– Muszę przyznać, że świetnie wam poszło – zaczął Andreas, zdejmując kask. Spoglądał to na Bailiego, to na Avę. – Nie spodziewałem się, że będziesz tak dobrym graczem, Bails. Dobra robota.
Zaczął chwalić Bailiego, na co siedząca obok Simone prychnęła z irytacją.
– I teraz pewnie go przyjmie, bo dziewczyna w drużynie to tylko problem.
Słuchałam go dalej.
– Bails, koleś, chętnie powitałbym cię w drużynie... Kiedy zwolni się kolejne miejsce. Ava, witaj w drużynie Łasic.
Simone kilka sekund zajęło przetrawienie informacji. Wstała i zaczęła klaskać, krzycząc: „BRAWO” do przyjaciółki. Przyłączyłam się do jej klaskania, nie potrafiąc powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Jej radość była zaraźliwa. W pewnym momencie niespodziewanie mnie przytuliła, a zaraz po tym pobiegła w dół po schodach, do ogrodzenia przy lodowisku i poszła wyściskać Avę i jej pogratulować.
Skierowałam się wtedy do Bailiego. Stał kawałek dalej, rozmawiając z chłopakami. Właśnie przegrał miejsce w drużynie z dziewczyną. Spodziewałam się, że będzie chociaż trochę niezadowolony z tego powodu, ale on wyglądał równie radośnie, co w momencie, gdy przyszliśmy na miejsce.
– Dobra robota – pochwaliłam go. Chciałam przybić mu piątkę tak samo jak Dre wcześniej, ale obawiałam się, że może przewróci się przez to na lodzie i rozwali sobie głowę. Nie miał założonego kasku. – Kto by pomyślał, że potrafisz tak dobrze grać.
– Dużo trenowałem w dzieciństwie.
Oparł się na barierce.
– Jak się czujesz z tym, że Ava dostała miejsce w drużynie? – zapytałam. Nie wydawał się z tego powodu szczególnie smutny.
– Widziałaś jak gra. Już dawno powinna zająć to miejsce.
– Możemy pójść się upić na pocieszenie w weekend, jeśli tego potrzebujesz.
– Wiesz, że nie możemy. Skupienie dwadzieścia cztery na siedem, prawda?
Niestety miał rację. Możliwość bezproblemowego upicia się po pracy to coś, czego wyczekuję z niecierpliwością. Musimy tylko najpierw zamknąć tę sprawę. Ilekolwiek czasu to zajmie.

Bailey

Po niespodziewanym telefonie od szefa siedzieliśmy z Logan w środku nocy nad aktami dzieciaków z Akademii, szukając w nich czegokolwiek, co mogłoby być nam przydatne. Jak nam szło? Po przeczytaniu kilku stron chciałem wyrzucić je przez okno, poćwiartować, podpalić i na koniec wciągnąć resztki odkurzaczem.
Zadzwonił do mnie niedługo przed północą i upierał się, że to ważne, kiedy chciałem go spławić i wrócić do spania.
– Lindberg, to, co mi dałeś nie zgrywa się z tym, co wykryto u ofiar. Ma podobną strukturę, ale nie zabija. Nawet w sporych dawkach.
To całkowicie mnie rozbudziło. Przecież dostałem Króliczka od Elli, czemu się nie zgadza?
– Chciał pan Króliczka, to dałem Króliczka.
Szef odburknął coś z poirytowaniem. Mogłem sobie tylko wyobrazić jak jego twarz robi się przy tym czerwona ze złości.
– Musieli dostać coś innego. Króliczka z podskokiem. Lance twierdzi, że wziął tylko jedną dawkę. Przebadaliśmy próbkę. Jedna dawka nie byłaby w stanie go zabić. Musiało być w tym coś innego. Jakiś dodatek.
– Co chce pan przez to przekazać?
– Zmieniamy status akcji z walki z handlem narkotykami na poszukiwanie mordercy.
Och. Okej. Świetnie. Morderca. Szukamy mordercy, nie handlarza. Nie mogło być lepiej. Nie panikuj, Bailey. Mordercy nie są tacy źli, prawda? Tylko czasem zdarza im się kogoś zabić. A co jeśli zabije Logan? Albo mnie? Och, nie. Nie, nie, nie.
– Czyli że jeden z tych dzieciaków pozbywa się innych? Po co?
– Skąd mam wiedzieć? – odburknął Szef. – To pewnie przez ten Internet i telefony.
Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut. Potrzebowałem później kilku kolejnych minut, żeby poskładać sobie w głowie informacje, zanim udałem się obudzić Logan.
To całkowicie zmieniało zamysł naszych działań. Do tej pory szukaliśmy osoby, która tylko przewodzi handlem. Teraz ta sama osoba najprawdopodobniej też jest odpowiedzialna za dwa morderstwa i dwa prawie morderstwa.
– Zwęźmy kręg podejrzanych – powiedziałem zrezygnowany do Logan. Siedzieliśmy przy tym już dwie godziny i nie doszukaliśmy się jeszcze niczego nowego. – Kto mógł chcieć pozbyć się czwórki dzieciaków? Lance’a, Trenta, Alice i Praveena. Co mieli ze sobą wspólnego?
W kółko przeglądaliśmy ich akta w nadziei, że trafimy na coś, czego wcześniej nie dostrzegliśmy.
– Pierwsza trójka należała do chóru. Schemat psuje Praveen, którego jedynymi pozalekcyjnymi zajęciami są KEZ, dodatkowe lekcje gotowania i hokej – wymieniała Logan równie sfrustrowana co ja. – Nic nie zgrywa się z pozostałą trójką. Czekaj – na moment przerwała jakby w nagłym przebłysku – Simone wspominała, że wiele osób nie przepadało za Praveenem. Nie wiem dlaczego. Wydawał się w porządku gościem. Może po prostu kogoś tak wkurzył, że ta osoba postanowiła się go pozbyć?
– Okej, przejrzyjmy głównych podejrzanych, co ty na to? – zaproponowałem.
Potaknęła, sięgając po leżący obok niej na podłodze kubek z kawą. Siedzieliśmy w jej pokoju, dookoła nas leżały porozrzucane dokumenty, a gdzieś na środku stała mała lampka, która dawała jedynie tyle światła, ile było nam potrzebne, by cokolwiek odczytać.
– Numer jeden: Will. Oboje wiemy, że jest cholernie podejrzany. Nawet jeśli to nie on pozabijał tych ludzi, to może wiedzieć, kto to zrobił. Sam słyszałeś, że rozmawiał z kimś, kto nim rządził.
Zapisałem jego imię na kartce czerwoną kredką i podkreśliłem dwa razy.
– To prawda, ale wątpię, żeby to był on czy też Ella. Mogą coś wiedzieć, to tak. Nie wydają się morderczymi typami.
– Czy ktokolwiek wydaje ci się tu morderczym typem? – zauważyła. – No właśnie. Dopisz na liście Ellę.
Zrobiłem, co kazała. W tym czasie ona sięgnęła po karty Willa i Elli. Podała mi jedną z nich. Trafił mi się Will. Chodził na dość typowe zajęcia jak dla kogoś, kto miał zamiar osiągnąć życiowy sukces. Angielski, matematyka, ekonomia, prawo i nauka o mediach. Też chodziłem na pierwsze trzy z tych zajęć, ale tylko matematyczna grupa schodziła mi się z jego. I przy okazji była tam również Ella. Angielski znów miał z Logan.
Lance, Trent i Alice chodzili na zajęcia, którymi ja i Logan się podzieliliśmy. Oboje dostaliśmy angielski, ale w dwóch różnych grupach. Ona była w grupie Lance’a i Alice, a przy okazji też Willa, Elli i Simone. U mnie, w dawnej grupie Trenta, byli Praveen (już może nie, zależy, jak sobie poradzi w szpitalu), Dre, Henke i Pris. Beau i Ava należeli do kompletnie odrębnej grupy. I znów, wszystkie ofiary chodziły na nauki polityczne. Oprócz Praveena. Z naszych podejrzanych na naukach trafiliśmy jedynie na panią Wilson, której mąż najprawdopodobniej wisi sporo kasy Michaelsonowi.
To robiło się tak cholernie nużące. Brakowało nam punktów wspólnych. Will, Ella i ktoś jeszcze. Kto? Chodzili razem na matematykę i angielski. Jedyną osobą, która powtarzała się tu i tu była Simone.
– Simone? – zaproponowałem Logan, wskazując jej na zbieżność zajęć tej trójki.
– Możliwe. Teraz każdy jest podejrzany.
W aktach Elli i Willa nie udało nam się jednak znaleźć niczego podejrzanego. Chodzili na zajęcia, nie mieli żadnych problemów i żadnych nie sprawiali. Gdybym nic o nich nie wiedział, to po przeczytaniu tych rzeczy mógłbym powiedzieć, że są właściwie nieskazitelni.
Byłem w trakcie przeglądania papierów Henke (okazało się, że ksywka wzięła się od jego nazwiska, Henderson), kiedy rzuciło mi się w oczy jedno imię. Alice. Dre wspominał, że się przyjaźnili. Nikt nie wspomniał, że dostali razem karę za posiadanie “nietolerowanych w Akademii substancji”.
– Logan, spójrz na to. – Podałem jej dokument, wskazując na konkretną linijkę tekstu.
Wzięła ode mnie papier, przeczytała kilka razy zawarte na nim zdanie i spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Od razu sięgnęła po akta Alice i szybko je przejrzała.
– U niej nic o tym nie ma – szepnęła i sprawdziła jeszcze kilka razy. Potem podała mi dla pewności. Nie było.  
– Henke podskoczył na liście o kilka miejsc.

Logan

Nadeszło kolejne spotkanie chóru. Pierwsze piętnaście minut spędziliśmy na ćwiczeniu jakichś dennych piosenek, które chór ma zaśpiewać podczas nadchodzącej szkolnej uroczystości. “Nadchodzącej” odnosiło się do wydarzenia, które odbędzie się za dwa miesiące, zaraz przed przerwą świąteczną.
Pojawili się również członkowie chóru, których nie było na ostatnich spotkaniach. Pris i Dre. Pris pojawiła się jedynie na przesłuchaniu moim i Bailiego. Sama podczas pierwszego dnia odradzała nam włączenie się do chóru, a teraz była w nim gwiazdą.
Jej próby zniechęcenia nas były poniekąd zrozumiałe, biorąc pod uwagę, co stało się z trójką członków chóru.
Resztę czasu mogliśmy spędzić tak, jakbyśmy byli w klubie z karaoke. Bailey właśnie stał na scenie razem z Dre i śpiewali “I don’t dance” z High School Musical. I przyznam szczerze, że ich głosy ładnie się ze sobą zgrywały. Bailey wziął kwestie Ryana, więc Dre trafiła się część Chada. Ta piosenka z jakiegoś powodu tworzyła między nimi dziwnie seksualne napięcie, o którym starałam się nie myśleć.
Jak tylko pan Perry wyszedł z sali, pojawił się Beau.
– Ja i Perry jesteśmy w konflikcie – wyjaśnił, gdy o to zapytałam. Nie okazywał chęci do rozwinięcia tego tematu. – Chciałem cię zobaczyć.
Usiedliśmy na wolnych siedzeniach. Wylądowałam między Beau a Pris. Ona i Beau przywitali się szybkim “cześć”.
– Twój chłopak nieźle sobie radzi z tą piosenką – skomentował Beau, zerkając na Pris.
Zacisnęła palce na kartce z tekstem.
– Nie jest moim chłopakiem – syknęła. – Dre i ja ze sobą nie chodzimy. Ile razy mamy to wszystkim powtarzać?
– Hej, w porządku, sorry. – Uniósł ręce w obronnym geście. – Tylko wyglądacie na parę. Łatwo się pomylić.
– Nie po raz piąty, Beau. Są pewne granice.
To musiało być denerwujące. Każdy zakładający, że Pris i Dre są razem. Ba, przecież nawet ja założyłam, że są razem.
– Nie moja wina, że wyglądacie na parę – odparł Beau, wzruszając ramionami. Po tych słowach przeniósł swój wzrok z Pris na mnie. – Mam do ciebie bardzo ważne pytanie.
Już mi się to nie podoba. Beau gapiący się na mnie z tymi psimi oczami, mówiący, że ma do mnie ważne pytanie. Raczej nie miał zamiaru pytać się o godzinę.
– Mhm?
– Pójdziesz ze mną na randkę?
Siedząca obok Pris cicho prychnęła.
– To z was byłaby dobra para.
– Wybacz, jeśli to zbyt szybko – kontynuował, puszczając mimo uszu uwagę Pris. – Chciałem o to zapytać odkąd tylko cię zobaczyłem.
– Och, Beau... – szepnęłam, nie wiedząc, co mu powiedzieć. Jak delikatnie odrzucić faceta, żeby nie uważał cię potem za najgorszą osobę na Ziemi? – Przykro mi.
Przykro było oglądać, jak uśmiech znika z jego twarzy i zostaje zastąpiony pytającym spojrzeniem. Okej, Beau był jak dotąd tylko i wyłącznie kochany, ale przecież jest jednym z podejrzanych. I jest młodszy. I jeszcze chodzi do szkoły. Tyle byłoby z tym nie w porządku, gdybym zgodziła się na randkę z nim. Ile on miał lat, osiemnaście? Przecież to jeszcze dziecko.
– Co? Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Jesteś pewna?
– Przykro mi, Beau – powtórzyłam głośniej. – Nie mogę. Lepiej, żebyśmy pozostali przyjaciółmi.
– Dlaczego?
Pris położyła mi dłoń na kolanie i wychyliła się ze swojego siedzenia, by spojrzeć na chłopaka.
– Dziewczyna nie musi się przed tobą tłumaczyć. Odmówiła, zostaw ją.
– Przepraszam – powiedziałam jeszcze do niego.
Bailey i Dre wreszcie zeszli ze sceny. Pris klepnęła mnie lekko w kolano i zakomenderowała:
– Chodź, Logan. Zaśpiewajmy razem.
Wstała i wyciągnęła do mnie rękę. Pozwoliłam jej pomóc sobie wstać. Spodziewałam się, że po tym puści moją rękę, ale ona postanowiła zaprowadzić mnie na scenę. Nieco oszołomiona, odeszłam razem z nią od Beau, którego wzrok czułam na swoich plecach przez cały czas.
– Co zaśpiewamy? – zapytałam Pris, gdy już stałyśmy na scenie.
Z widowni patrzyło na nas z piętnaście osób. Bailey uniósł dwa kciuki do góry, Dre uniósł brwi i lekko uniósł kąciki ust, natomiast Beau siedział z założonymi rękami.
Pris przez moment szukała odpowiedniej piosenki.
– Take a hint – odpowiedziała z zadowoleniem. – Mam serdecznie dość chłopaków, którzy nie potrafią zrozumieć, co się do nich mówi.
Nie potrafiłam się z nią nie zgodzić.
Wzięła dwa mikrofony i podała mi jeden z nich.
Muzyka się zaczęła.
– Ty zacznij – szepnęła do mnie Pris.
Kiwnęłam głową. Na ekranie obok nas pojawiły się słowa piosenki.
– Why am I always hit on by the boys I never like, I can always see ‘em coming from the left and from the right – zaczęłam, powoli się rozkręcając. Pris nie mogła wybrać lepszej piosenki.
Przybiła mi piątkę.
– I don’t want to be a priss, I'm just trying to be polite, but it always seems to bite me in the...
To był moment, w którym zrozumiałam, dlaczego Pris jest przewodniczącą szkoły i dlaczego jest lubiana. Miała być wredną dziewczyną, która znęca się nad “gorszymi” od siebie, a ona okazała się być naprawdę w porządku osobą.
Zaśpiewałyśmy razem kilka kolejnych linijek tekstu. Spojrzałam na Bailiego, który wyglądał na dumniejszego niż kiedykolwiek. Jego wyraz twarzy mówił tyle co: “PATRZCIE, TO MOJA SIOSTRA, PATRZCIE NA NIĄ”. Dre kiwał głową z uznaniem. A Beau wyglądał, jakby chciał ukryć się w swoim krześle.
Przeszłyśmy do kawałka, w którym śpiewałyśmy razem:
– What about “no” don’t you get? So go and tell your friends, I’m not really interested.
Śpiew z Bailim był zabawny. Duet z Pris wydawał się ważniejszy, to było osobiste. Dawno nie czułam się równie potężna, co podczas tej piosenki.
– I am not your missing link. – Zbliżałyśmy się już do końca, a ja bawiłam się lepiej niż kiedykolwiek. – Take a hint, take a hint.
Skończyłyśmy. Odłożyłam mikrofon na miejsce. Gdy się obróciłam, Pris stała pół kroku ode mnie. Zaśmiała się i przyciągnęła mnie bliżej do mocnego uścisku.
– Powinnyśmy kiedyś to powtórzyć – szepnęła mi do ucha.
– Zdecydowanie.

Bailey

Po zajęciach chóru poszliśmy razem z Logan do mojego pokoju. Na szczęście nie trafiliśmy po drodze na żadnych nauczycieli, bo nie daliby nam za to żyć. Tłumaczenie się, że jesteśmy “rodzeństwem” oczywiście by nie przeszło, bo może praktykują tu kazirodztwo czy coś.
Pół drogi spędziłem wychwalając jej występ z Pris. Cholera, poszło im dobrze. To był najbardziej ikoniczny występ, jaki widziałem od czasu, gdy Lady Gaga zaśpiewała Bad Romance podczas American Music Awards w 2009.
– Twoje I don’t dance też zasługuje na takie pochwały – odburknęła, a na jej twarz wstąpił delikatny rumieniec. Wyglądała całkiem uroczo.
Fuj, Bailey, fuj, zbeształem sam siebie w głowie. Nie myśl o “uroczo” i “Logan” razem. Nie. Po prostu nie.
– Przyznaję, nieźle mi poszło z Dre. Jakoś ostatnio lepiej się z nim dogaduję. – Możliwe, że przez to, że znam jego sekret i boi się, że go wydam. Miałem jednak nadzieję, że chciał się tylko zakumplować. – Ale wam poszło lepiej.
Wyjąłem z kieszeni klucz do pokoju i otwarłem nim odpowiednie drzwi. Pozwoliłem Logan wejść jako pierwszej.
Nasza kłótnia o to, komu lepiej poszło pewnie trwałaby dalej, gdyby Logan nie powiedziała:
– Bailey? Ktoś chyba był w twoim pokoju.
Szybko wszedłem do środka i zakluczyłem za sobą drzwi. I wtedy to zobaczyłem.
Na środku drzwi ktoś przykleił taśmą kopertę. Z pewnym wahaniem sięgnąłem po nią i ją otwarłem.
Jako pierwsze wyciągnąłem zdjęcie. Byłem na nim ja i Logan. I Will. To było zdjęcie z wtorku, kiedy nieśliśmy jego bezwładne ciało do jego pokoju. Ewidentnie ktoś przeglądał zapis z kamer. Tylko że szef już zlecił komuś usunięcie tego fragmentu.
Na pierwszy rzut oka może nie dałoby się poznać, że to my, ale przy dłuższym wpatrywaniu się łatwo zauważyć charakterystyczne nam cechy. Nie należeliśmy do szczególnie niewyróżniających się ludzi.
Razem z tamtym zdjęciem było jeszcze jedno. Na nim też byłem ja i Logan. I, o cholera, tym razem w policyjnych uniformach. Obróciłem zdjęcie. Ktoś zapisał tam nasze prawdziwe nazwiska. I dodał uśmieszek na końcu.
Erik Bailey García Lindberg + Logan Violet Blake :)
– Logan? Chyba mamy problem.


Jakoś udało mi się to napisać!! Końcówka tego rozdziału tak naprawdę miała być dopiero w kolejnym noale cóż. Sneak peek do następnego rozdziału: pojadą jeszcze bardziej undercover do szpitala. No, może w ciągu trzech miesięcy uda mi się go napisać. Może. Pewnie nie. 

2 komentarze:

  1. Bądź optymistką - być może w ciągu kolejnych trzech miesięcy udałoby mi się to skomentować ;)))
    Tak, Bailey. Mordercy od czasu do czasu kogoś zamordują. To chyba dlatego są mordercami.
    Skoro Will miał koszulkę na głowie to niby jakim cudem Bailey widział jego twarz. Czy jego twarz nie była na jego głowie??
    Czy zmieniłam piosenkę, której słuchałam, kiedy tylko zobaczyłam tytuł rozdziału? Oczywiście, że zmieniłam.
    Trochę dużo tego rozdziału było o sporcie, którego totalnie nie rozumiem, ale cieszę się, że to Ava wygrała i że Bailey tego bardzo nie przeżywa.
    Być może targanie zakrwawionego ciała przez środek szkoły, w której są kamery, nie było najmądrzejszą rzeczą, jaką zrobili. I tak, chyba mają problem.
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ciągu ilu miesięcy uda się tobie coś napisać? XDDD
      Znaczy, eh. Ta koszulka nie zakrywała mu całej głowy. Służyła raczej jako prowizoryczny opatrunek. Coś zakrywała, ale nie na tyle, żeby nie dało się go poznać.
      To dobra decyzja. Złapałaś aluzję.
      Hokej to jeden z niewielu sportów, jakie szanuję (numer jeden ofc zajmuje Exy, chociaż chyba nie jest prawdziwym sportem). To dobry Sport.
      Taa, raczej nie. Czy oni kiedykolwiek zrobili coś mądrego tho??
      Wzajemnie!!

      Usuń