15 kwietnia 2018

Uwięziony poza granicami

Stuck on the outside! Also, funfact: Thomas Law w tej wersji kopciuszka był moim pierwowzorem Beau.

Lista “E” w KK okazała się znacznie krótsza, niż się spodziewaliśmy. Na liczącej zaledwie sześć osób liście (gdy oficjalnie dołączę, to będzie na niej siedem) znajdowały się tylko dwie osoby z inicjałem na “E”. Byli to Ella oraz mój ulubiony i główny podejrzany Evan, albo też Henke, jak kto woli. Tylko że to właśnie on powiedział mi o “E”. Czy nie byłoby to zbyt idiotyczne, gdyby miał na myśli samego siebie? Zapowiadały się ciekawe zajęcia.
Klub Kreatywności, nawet samą nazwą brzmiał jak klub, którego członkiem nigdy, w całym swoim życiu, nie chciałbym zostać, nawet gdyby mi za to zapłacili. A teraz, gdy rzeczywiście coś takiego się dzieje i płacą mi całkiem sporo za tę całą maskaradę, jestem zmuszony tam pójść.
Impreza Głównej Grupki skończyła się o drugiej w nocy, zaraz po tym, jak Ava i Simone pojawiły się z Ellą i jedna z nich zwymiotowała. To było dość przykre – ledwo wróciły, żeby się zabawić, a tu koniec. Beau oczywiście znowu zawiązał nam oczy i odprowadził do naszych pokoi. Tak właściwie, to do pokoju Logan. Tam zdjął nam obojgu opaski z oczu i znów byliśmy w stanie coś zobaczyć. Potem zdecydowanie zbyt długo żegnał się z Logan, co zmusiło mnie do kilkakrotnego pospieszenia go. Przecież nie mogłem ich tam tak samych zostawić, prawda? Co byłby ze mnie za brat? Gdy wreszcie skończyli, dzięki Bogu, poszedłem razem z Beau do naszych pokoi. Okazało się, że jesteśmy sąsiadami. Nie byłem pewien, czy powinienem się z tego powodu cieszyć, czy błagać dyrekcję o zmianę pokoju.
Beau jest naprawdę w porządku, a przynajmniej chciałbym, żeby był, ale to jego ciągłe flirtowanie z Logan zaczyna powoli być męczące. To wbrew regulaminowi, tak nie można. Ona i tak będzie zmuszona go olać, więc po co robić mu nadzieję?
– Bailey, skup się – powtórzył któryś raz Sebastian, opisując mi każdą po kolei funkcję swojego aparatu. – Skoro masz go mieć, to mógłbyś chociaż potrafić go używać.
Przyjechał w sobotę po południu. Jakieś dwie godziny po tym, jak się obudziłem (Tak, potrzebowałem dużo czasu na odpoczynek po tamtej męczącej imprezie pełnej pijących nastolatków). Potrzebowałem jego aparatu i znajdujących się na nim zdjęć, żeby wyjść chociaż trochę przekonująco w KK. Nie potrafiłem rysować, malować, robić origami, pisać wierszy ani nic szczególnie kreatywnego, więc zdjęcia wydawały się bezpieczną opcją.
Wyglądał jak nieco starsza, gorzej ubrana wersja mnie. Tylko czekałem, aż wprowadzą w prawie zakaz noszenia zbyt jaskrawych ubrań i nadmiernych wzorków, żeby tylko się tego pozbył.
Spotkanie się z nim okazało się trudniejsze, niż się spodziewałem, że będzie. Oczywiście, od początku wiedziałem, że w Akademii jest ścisła polityka dotycząca odwiedzin i opuszczania terenu, ale wtedy też nie spodziewałem się, że będę musiał się z kimś spotkać. Najpierw musiałem pójść do recepcjonistki, żeby wypełnić kilka dokumentów, a teraz stoimy razem z Sebastianem na szkolnym dziedzińcu, obserwowani z każdej strony przez ochroniarzy, spodziewających się najgorszego. Nie będę ani trochę zaskoczony, jeśli będą chcieli sprawdzić później aparat, czy aby na pewno nie jest bombą.
– Chyba rozumiem – powiedziałem, odbierając od niego przedmiot. – I tak nie będę używał wszystkich tych opcji. Wystarczy, że znajdę jakieś przyzwoity punkt i zrobię zdjęcie, nie?
Przez chwilę miałem wrażenie, że Sebastian zabije mnie za te słowa. Mruknął tylko kilka razy pod nosem słowo “onwetend”, co w tłumaczeniu z niderlandzkiego znaczyło ignorancki. Czy wspominałem o tym, że pół swojego życia spędziłem w Holandii? I dodatkowo kilka lat w Szwecji i Hiszpanii? To długa i zawiła historia, pełna dysfunkcyjnej rodziny. Ale no, teraz żyjemy sobie z Sebastianem szczęśliwie w Anglii, a mi nawet jakimś cudem udaje się uchodzić za Brytyjczyka.
– Tak czy inaczej, mam nadzieję, że ci się powiedzie. Co wy tu tak właściwie robicie? – zapytał, wskazując budynek szkoły.
– Postanowiliśmy wznowić edukację. Wiesz, dla osobistego rozwoju intelektualnego.
– Ach, tobie to wyjdzie na dobre. A tak naprawdę?
– Nie mogę ci powiedzieć. To ściśle tajne.
– Własnemu bratu nie powiesz?
Rozłożyłem bezradnie ręce. Gdyby to ode mnie zależało, to już dawno bym mu wszystko powiedział. Wydaje mi się, że mój szef (oraz Logan) nie byłby z tego zadowolony.
– Cywile nie mogą o niczym wiedzieć. Przykro mi.
– Szanuję to. – Westchnął. – A gdzie twoja partnerka? Jak jej było, Lola?
Właśnie, gdzie ona była? Jeszcze wczoraj była zachwycona spotkaniem mojego brata, a teraz zniknęła bez śladu.
– Logan – poprawiłem go automatycznie. – Nie wiem, myślałem, że tu będzie.
Ale tak serio, wyobrażałem ją sobie jako psa, siedzącego przy mojej nodze i merdającego ogonem za każdym razem, jak Sebastian chociaż otworzy usta. Jestem na dziewięćdziesiąt siedem procent pewien, że zamordowałaby mnie, gdyby się o tym dowiedziała.
– Nigdy nie wspominałeś, jak ona wygląda. Nie macie żadnych wspólnych zdjęć? Nawet jednego selfie?
– Zdjęcia ze wszystkimi są raczej twoją rzeczą. Mogę ci powiedzieć, jak wygląda. Jest mniej więcej tego wzrostu – powiedziałem, trzymając dłoń niewiele powyżej mojego biodra. Okej, nie była aż tak niska, ale tak ją często postrzegałem. – Czarne włosy, niebieskie oczy. Nie, czekaj. Nie jakieś zwykłe niebieskie oczy, tylko najbardziej niebieskie oczy w historii niebieskich oczu. W pewnym momencie nawet zapytałem, czy nosi kontakty, bo wyglądały tak nierealistycznie. Gdyby była nieco bledsza, byłaby z niej idealna śnieżka.  
Sebastian uniósł brwi i spoglądał na mnie, jakbym właśnie powiedział coś, co miało doszczętnie zniszczyć moją reputację. Zaraz po tym wskazał na coś za mną, a ja niepewnie się odwróciłem, spodziewając się najgorszego. Stała tam Logan, a ja chyba rzeczywiście zrujnowałem swoją reputację. Miną miesiące, zanim uda mi się ją odbudować.
– Dzięki, Bailey. To miłe z twojej strony – powiedziała, klepiąc mnie kumpelsko po ramieniu. Następnie zwróciła się do mojego brata: – Ty musisz być Sebastian.
– A ty musisz być Logan.
Byłem niemal całkowicie pewien, że po tym przywitaniu uścisną sobie ręce i się rozejdą, bo i tak nie mieliby o czym rozmawiać. Zamiast tego, Sebastian wyciągnął ręce do Logan i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, już się przytulali. To był dość dziwny widok – Logan tak spoufalająca się ze wszystkimi (oprócz mnie). Chyba brała tę przykrywkową akcję dużo poważniej niż ja.
– Opowiesz mi jakieś niezręczne historie o Bailim? – zapytała go, kiedy się od siebie odsunęli.
– Tylko, jeśli ty zrobisz to samo.
– Zgoda.
Tak, moja reputacja niewątpliwie umarła razem z pojawieniem się Sebastiana w Manchesterze.

***

Nadeszło niedzielne popołudnie i ktoś (niestety ja) musiał wybrać się do Klubu Kreatywności, żeby znaleźć naszego (tak naprawdę to nie) kochanego dilera. Oby przykrywka zbolałego fotografa się przyjęła. Na szczęście nie zapomniałem wziąć ze sobą aparatu, bo i tak już byłem spóźniony,
Zebrania KK miały miejsce w tym samym budynku, co KEZ-u, tylko kilka sal dalej. Było już kilka minut po rozpoczęciu zajęć klubowych. Ktoś zostawił uchylone drzwi, a ze środka słychać było całkiem przyjemny dla ucha męski śpiew. Czy ja na pewno trafiłem do odpowiedniego klubu? Chwilę zajęło mi upewnienie się, że to na pewno tego dnia i właśnie w tym miejscu odbywają się zajęcia KK, a nie chóru.
Głos brzmiał znajomo, ale nie potrafiłem dokleić go do żadnej z twarzy. No nic, zostało mi tylko wejście do środka i przekonanie się, to śpiewa.
Ostrożnie uchyliłem drzwi, nie chcąc zwrócić niczyjej uwagi, ale jak na złość głośno zaskrzypiały i oczy wszystkich obecnych w pomieszczeniu osób zwróciły się na mnie. Była ich tam aż szóstka. W tym z jakiegoś powodu Beau, chociaż jego nazwisko nie znajdowało się na oficjalnej liście. To właśnie on śpiewał, grając przy tym na gitarze. Spodziewałem się ujrzeć tam każdego, oprócz niego. Tak właściwie, to co on tam robił?
Obdarzył mnie wesołym uśmiechem, ale nie przestał śpiewać swojej piosenki. Słuchając jej, poszukałem wolnego miejsca. Wydawało mi się, że kończył już piosenkę i trochę pożałowałem spóźnienia się na zajęcia. Jego głos był warty pójścia do Klubu Kreatywności.  
I wonder what it feels like to fall in love – zaśpiewał Beau, a ludzie wreszcie przestali na mnie patrzeć, żeby skupić się na powrót na tym widowisku. Wcale im się nie dziwiłem. Sam nie potrafiłem oderwać wzroku. Zaczynałem powoli rozumieć, dlaczego Logan spędza z nim tyle czasu (chociaż ciągle upiera się, że to całkowicie profesjonalne – i tak nie mogliśmy inaczej. – Somebody tell me because I got feeling on the inside that I might find it... Now I'm stuck on the outside...
Kilkakrotnie powtórzył jeszcze “Outside of love”, zanim zakończył piosenkę i odłożył gitarę na bok. Wszyscy członkowie klubu, oprócz Henke, zaczęli klaskać. Ja również się przyłączyłem – należało mu się.
– Hej, Bails – przywitał się ze mną Beau, jak tylko klaskanie ucichło. Zajął miejsce obok mnie i oparł podbródek na dłoni, wpatrując się we mnie z zainteresowaniem. – I jak? Podobało ci się?
– Nie spodobałoby się tylko osobie pozbawionej gustu.
– Ach, dziękuję. Pewnie mówisz to każdemu – zaśmiał się, machając dłonią.
– Masz naprawdę dobry głos. Jesteś w chórze?
Pokręcił głową.
– Ja i chór nie mamy dobrej historii. Nieszczególnie mnie tam chcieli. Zresztą, po tym, co się tam ostatnio dzieje, to chyba i lepiej, nie sądzisz?
Ciężko było mi uwierzyć w to, że mogli nie chcieć przyjąć Beau, kiedy przyjęli Logan i mnie. A on był na całkiem innym poziomie. Przy Beau byliśmy jak Katy Perry przy Beyonce.
 – Co tu właściwie robisz? – zapytał jeszcze. – Dołączyłeś do klubu? To dość słaby klub, jeśli mam być szczery. Mogę ci pokazać lepsze.
– Chcę jakoś zabić czas, a to wydawało się dobrą opcją – odparłem, wskazując przy tym na swój aparat. – Skoro to słaby klub, to co ty tu robisz? – To pytanie dręczyło mnie najbardziej.
– Henke i Ella tu są. – Wskazał na nich. – Czasem przychodzę ich odwiedzić i dzielę się moimi talentami muzycznymi. Przynajmniej tu mnie doceniają. Mogę zobaczyć twoje zdjęcia?
Przypomniałem sobie, czego nauczył mnie Sebastian i włączyłem aparat, od razu przechodząc do galerii. Przekazałem przedmiot Beau, żeby mógł sam popodziwiać efekty “mojej” pracy. Mimo że te zdjęcia nie były moje, to gdzieś w głębi chciałem, żeby mnie pochwalił, powiedział coś miłego, a on tylko w ciszy przeglądał zdjęcia. Wreszcie odezwał się, będąc gdzieś w połowie.
– To wygląda jak Festiwal Pokoju i Miłości... Byłeś w Szwecji?
– Tak, to chyba ten. I tak, byłem w Szwecji. Nawet przez jakiś czas tam mieszkałem.
– Naprawdę? Łał, jestem zazdrosny. Świetnie byłoby mieszkać gdzieś za granicą, a nie ciągle w jednym miejscu. W tej cholernej Anglii.
“Ta cholerna Anglia” to całkiem niezłe podsumowanie tego kraju.
– Dla mnie ta cholerna Anglia jest zagranicą, więc... – przerwałem, widząc, że podnosi się z miejsca. – Gdzie idziesz?
– To naprawdę super historia, ale jestem umówiony na za dwie minuty i muszę lecieć. Możemy o tym pogadać później!
I się ulotnił. Może to i lepiej. Miło się z nim rozmawiało, ale przyszedłem tu dla Elli i Henke. Siedzieli razem na kanapie, zawzięcie o czymś dyskutując, co było dość zaskakujące – jak dotąd oboje sprawiali wrażenie cichych myszek, odzywających się, tylko gdy było to konieczne. Henke rzeźbił coś w drewnie, a Ella zajmowała się origami. Składała z kolorowych karteczek coś, co wyglądało trochę jak kret albo kangur. Naprawdę ciężko było powiedzieć, co to dokładnie było.
Przysiadłem się do nich, zajmując miejsce na kanapie pomiędzy nimi, a oni momentalnie zamilkli.
– Cześć – przywitałem się, pokazując im zęby w promiennym uśmiechu. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
– Ani trochę – odpowiedziała Ella. Nie brzmiało to całkowicie szczerze, ale przynajmniej próbowała. W przeciwieństwie do Henke, który tylko burknął coś pod nosem.
Delikatnie dotknąłem jednego z jej kangurokretów i uniosłem go do góry. Był znacznie cięższy, niż wyglądał. Może powtykała do środka pozgniatane kartki papieru dla stabilności? Naprawdę nie znam się na origami, ale tak chyba się nie robi.
– Czemu są takie ciężkie?
Zamiast niej, odpowiedział mi Henke:
– Jesteś kretynem, Turner. Będziesz tego żałował.
Dzięki niemu wiedziałem, że znajdowałem się w odpowiednim miejscu i u odpowiedniej osoby. Czyli jednak chodziło o Ellę. Gdybym nie musiał uznawać każdego za podejrzanego, to ona na pewno nie znalazłaby się na liście. Wyglądała tak niewinnie.  
Odebrała mi swoje dzieło i obróciła je w palcach.
– Jesteś pewien, że tego chcesz? – zapytała, a w jej głosie zabrzmiała wyzywająca nuta.
– Po to tu przyszedłem.
– Okej. 100 funtów. – Wyciągnęła dłoń, czekając na zapłatę.
– Nie dajesz darmowych próbek?
– Mam ci dać to za darmo i stracić 100 funtów? Jasne.
100 funtów wydawało się dość wysoką ceną za tak niewielką ilość, ale to była słynna Akademia Manchesteru, do której chodziły tylko osoby, które było na takie rzeczy stać. I które mogły bez zastanowienia tyle zapłacić. Więc ja pewnie też powinienem się tak zachować.
Sięgnąłem po portfel do tylnej kieszeni. Miałem w nim kilka stów i kartę, na której znajdowało się jeszcze więcej funtów. To była kasa, której mieliśmy używać tylko w nagłych wypadkach. Ten chyba właśnie taki był.
Dyskretnie wsunąłem jej banknot do ręki, rozglądając się po sali, by upewnić się, że na pewno nikt nas w tej chwili nie podgląda. Henke jeszcze raz nazwał mnie kretynem, a ja odebrałem od dziewczyny kangurokreta, który chyba miał być królikiem. Włożyłem go do kieszeni spodni, co pewnie sprawi, że się rozwali. Nie zależało mi jednak na opakowaniu, a na tym, co znajdowało się w środku.
Mimo że dowiedziałem się, kto jest szkolnym dilerem, sprawa nie była jeszcze zakończona. Gdyby to było takie proste, każdą sprawę szłoby zamknąć w ciągu tygodnia, a nie męczyć się miesiącami. Znalezienie dilera to dopiero pierwszy krok. Rozprowadzający po szkole jest osobą położoną najniżej w hierarchii, chociaż mogłoby wydawać się inaczej. Wyżej znajdują się dostawca i producent, których również musieliśmy odnaleźć. I to nie będzie już takie proste. Oni raczej nie przepadają za ujawnianiem się. Gdybyśmy od razu aresztowali dilera, w tym przypadku Ellę, oni mogliby się wystraszyć i przenieść do innego miejsca, co tylko utrudniłoby nam pracę. Skoro mieliśmy to załatwić, to musieliśmy zrobić to od początku do końca.
A skoro ja już zrobiłem to, po co przyszedłem, mogłem skupić się na czymś innym. Wskazałem palcem na kawałek drewna w dłoni Henke.  
– Co rzeźbisz? – zapytałem Henke.
Odburknął coś, czego nie zrozumiałem. Powoli zaczynało irytować mnie jego zachowanie. Dobra, myśl pozytywnie, powiedziałem do siebie w myślach, mając nadzieję, że to coś załatwi. Szczerze w to wątpiłem, ale lepiej mieć fałszywą nadzieję niż żadną.
– Mógłbyś powtórzyć? Nie dosłyszałem.
– Nie twój inte... I tak się nie odwalisz, prawda? Człowieka.
– O, widzisz, to nie było takie trudne. Musimy popracować nad twoimi umiejętnościami personalnymi.
Zignorował mnie, co jeszcze mocniej utwierdziło mnie w moich słowach. Ten chłopak potrzebuje terapeuty. Ach, nastoletni bunt. To był okropny okres, nie wspominam go dobrze. Moi rodzice i brat pewnie też nie.
Przyjrzałem się jego człowiekowi. Rzeźbił go z ciemnego drewna, wyglądało mi to na orzech. Postać miała znajome rysy. Był to mężczyzna, a może raczej chłopak. Andreas? A może Praveen? Jeden z nich.
– Kto to? – zapytałem znów. Byłem szczerze ciekawy odpowiedzi, a raczej chciałem upewnić się, że mam rację.
– Jak skończę, to się dowiesz.
– Brutalnie.
Siedziałem tam i rozmawiałem z nimi (albo też próbowałem rozmawiać, ponieważ byli średnio skorzy do rozmowy) do końca zajęć. Ja sam wyszedłem jako ostatni. Gdy znalazłem się w odludnej części korytarza, wyjąłem komórkę i wybrałem numer Logan. Odebrała po dwóch sygnałach, a ja przywitałem ją niezwykle miłymi słowami:
– Hej, Logan. Wiem, że minęły dopiero dwa dni, ale chyba wygrałem nasz zakład. 


Ojej, od tak dawna nie pisałam. Ciężko było do tego wrócić. I pewnie ciężko będzie zacząć układać w miarę poprawne zdania, bo chyba już trochę nie umiem. Noale jakoś udało mi się skończyć ten rozdział. Chciałabym móc powiedzieć, że następny będzie szybko, ale pewnie nie. 

2 komentarze:

  1. KK wcale nie brzmi mi jak Klub Kreatywności.
    Bailey, nikt nie mówi tak o oczach innej osoby, jesteś dziwny. Dobrze, że Logan to usłyszała, to dobry temat do dyskusji z Sebastianem. Miło widzieć Sebastiana, chociaż nadal dziwnie myśleć, że on i Bailey to bracia.
    Nie mogłaś powstrzymać się od shejtowania Katy Perry, prawda?
    I Anglii??
    Miałam przez chwilę wrażenie, że ten kangurokret to faktycznie coś istniejącego. Trudno mi to sobie wyobrazić, tho. Origami wydaje się całkiem dobrym schowkiem na narkotyki.
    Dobrze, że w końcu wróciłaś (nawet jeśli potem nie umiem napisać komentarza przez tydzień).
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakuje tylko jednego k.
      Miło było znowu pisać o Sebastianie. Lubię go prawie tak mocno, jak Beau. Najlepsi bracia.
      Skorzystałam tylko z okazji.
      Możliwe, że coś takiego jest?? W sumie to nie zrobiłam researchu ani nic.
      Wiem!! Miło jest wrócić. Teraz czekam na twój powrót!!
      Wzajemnie!!

      Usuń