01 maja 2018

Zbyt młodzi, by umierać

Jak tak dalej pójdzie, to mi jakieś polyamory tu wyjdzie.

Mam nadzieję, że żaden z ochroniarzy nie patrzył nocą na dach, bo zobaczyłby chłopaka skradającego się do mojego pokoju, kiedy a) trwała cisza nocna i b) chłopacy nie mogli odwiedzać dziewczyn i vice versa. Domyślam się, że nie przekonałyby ich argumenty, że jesteśmy “rodzeństwem”, a Bailey ma mi do przekazania coś niezwykle ważnego. On sam to tak określił, nie wiem, ile jest w tym prawdy.
Ostrożnie zeskoczył z dachu na parapet, jakimś cudem go przy tym nie łamiąc, i wśliznął się do środka. Miał na sobie czarne spodnie dresowe i dopasowany podkoszulek, odsłaniający jego umięśnione (bardziej niż się spodziewałam) ramiona. Wydawał się zadowolony z siebie, co ani trochę mi się nie podobało. Okej, rozumiem, mieliśmy współpracować przy tej sprawie, ale jak na razie jego dobra passa była tylko irytująca.
– Nie uwierzysz, czego się dowiedziałem – zaczął cały rozentuzjazmowany, siadając na moim łóżku. – To ogromna sprawa. Rozpieprzy ci mózg. – Ostatnie zdanie nieco mnie odrzuciło.
– Po prostu mi powiedz.
– Próbuję wywołać odpowiedni nastrój. Wszystko psujesz.
Tak, to zawsze moja wina. Niczego innego się po nim nie spodziewałam.
– Więc?
Wydał z siebie naburmuszony pomruk, ale posłusznie zaczął wyjaśniać, o co mu chodzi.
– Słuchaj. – Zrobił kilkusekundową przerwę w celu podtrzymania napięcia, ale jedynie podtrzymał moją chęć uderzenia go. – Kompletnie się tego nie spodziewałem. To było takie ŁAAAAŁ. Dowiedziałem się, że... Beau umie śpiewać. Jest świetny, ale nie chcieli go w chórze. To dziwne, nie? Żałuj, że nie miałaś okazji go posłuchać, bo koleś wymiata.
Muszę przyznać, że trochę żałowałam, że mnie to ominęło. Z drugiej strony, przypomniałam sobie, że Beau, kiedy powiedziałam mu o planach dołączenia do chóru, gorąco tego odradzał. A sam próbował się do niego dostać.
– Chcesz, żebym go o to zapytała? Wspominał mi raz o koledze z chóru, z którym stało się coś niedobrego. Wydaje mi się, że chodziło mu o Lance’a. Co do Lance’a, wiadomo już coś o nim? – zapytałam, wiedząc, że Bailey ma znacznie lepsze kontakty z szefem i naszymi współpracownikami niż ja. Jeśli ktoś dostałby nowe informacje, to właśnie on.
Pokręcił głową, krzywiąc się. Lance był trzecią ofiarą przedawkowania Króliczka. Trafił do szpitala dosłownie w ostatniej chwili. Gdyby został znaleziony dziesięć minut później, uczniów Akademii czekałby kolejny pogrzeb. Teraz leżał w śpiączce, a my mieliśmy nadzieję na jego szybki powrót do zdrowia. Byle tylko się z tego wygrzebał.
– Mają nas poinformować, jak tylko się obudzi. Powinnaś zapytać Beau o niego, skoro się tak kolegowali.
– A może to ty powinieneś go zapytać, przecież świetnie się dogadujecie.
– Spędzasz z nim więcej czasu, niż ja.
Niechętnie się zgodziłam. Nie byłam pewna, czy spędzanie większej ilości czasu i więcej rozmów z Beau okaże się dobrym rozwiązaniem. Ale ktoś musiał to robić.
– Ej, Bailey, kompletnie zapomniałam się wcześniej zapytać. Co z Wilson?
Kobietą, z którą spotkał się przynajmniej raz Daniel Michaelson okazała się być nasza nauczycielka nauk politycznych, czyli jak się później dowiedzieliśmy, Theresa Wilson. Bailey miał zadzwonić do szefa w jej sprawie. Tak pochłonęło mnie szkolne życie, że całkowicie wyleciało mi to z głowy.
– Ach, tak – mruknął, pochylając się do tyłu i upadając całym ciałem na łóżko. – Zadzwoniłem do niego. Brzmiał na zaskoczonego, to było coś jak “ALE JESTEŚ PEWIEN, LINDBERG??? NIE MA CZASU NA POMYŁKI. SPRAWDZIMY TO.” – powiedział, imitując głos naszego szefa. Wyszło mu to niemal perfekcyjnie. – Mieli wziąć ją na dodatkowe przesłuchanie, ale jak na razie nie dostałem jeszcze żadnych informacji na ten temat... To jak z naszym zakładem?
Prychnęłam. Czy on naprawdę wyobrażał sobie, że najważniejszą rzeczą, jakiej będziemy w stanie dowiedzieć się w ciągu tygodnia będzie fakt, że Beau potrafi śpiewać? Ta, jasne. To istotnie interesująca informacja, ale z pewnością byłabym w stanie dowiedzieć się czegoś lepszego, czegoś, co byłoby przynajmniej związane z naszą sprawą.
– Beau śpiewa, też mi coś. Jeśli chcesz wygrać zakład, to daj mi coś rzeczywiście godnego uwagi.
Siedziałam na krzesełku przy biurku, cały czas obserwując wylegującego się na moim łóżku chłopaka. Mężczyznę? Faceta? Kolesia? Żadne z tych określeń nie pasowało do Bailiego. Wydał z siebie rozbawiony dźwięk, brzmiący jak: “Hmpfh”, po czym sięgnął do kieszeni swoich spodni, z której wyjął kulkę różowego materiału. Rzucił ją w moją stronę.
– Wystarczająco dobre? – zapytał, kiedy złapałam przedmiot.
Odwinęłam materiał, ciekawa tego, co kryje się wewnątrz. Właściwie, to wiedziałam już, co to będzie, kiedy tylko zobaczyłam różowy kolor. Bo co innego mogło się tam kryć? W przezroczystym woreczku znajdowały się dwie małe przypominające cukierki tabletki. Króliczki.
– Klub Kreatywności?
– Taa, to ciekawsze miejsce, niż może się wydawać. Ma po prostu zniechęcającą nazwę. Och, może dlatego tam dilują. Ella wygląda na taką niewinną, a rozprowadza po szkole narkotyki. Dziko, nie? Wiem, że musimy się jeszcze dowiedzieć, skąd to bierze i wszystko, ale to chyba postęp, prawda?
– Naprawdę nie chcę tego mówić, ale... – Wzięłam głęboki oddech, przygotowując się do wypowiedzenia tych okropnych słów. – Dobra robota, Bailey. Musimy to wysłać do sprawdzenia.
Może dzięki temu dowiemy się chociaż czegoś na temat tych małych demonicznych cukierków. Coś więcej na temat sposobu działania, na co wpływa, jaka dawka jest śmiertelna. Cokolwiek.
Z korytarza dobiegł nas cichy odgłos kroków. Było już długo po ciszy nocnej i nikt nie powinien już się włóczyć po szkole. To pewnie dlatego Bailey wybrał drogę przez dach, która była pewnie bezpieczniejsza o tej godzinie, niż korytarze. A może po prostu chciał się popisać. To brzmi bardziej jak Bailey. W każdym razie, ktoś właśnie chodził po korytarzu, mimo że wszyscy wiedzieli, że było to wysoko karane przewinienie.
Szybko wstałam z krzesła i sięgnęłam do wyłącznika światła, obawiając się, że ktoś zauważy wydobywające się z pokoju światło. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Wszędzie było ciemno. Oczywiście, że światło by kogoś zwabiło. Ludzie tutaj byli jak cholerne ćmy.
– Chowaj się do szafy – syknęłam do Bailiego ściszonym głosem, wskazując w ciemności w odpowiednim kierunku, jakby mógł mnie zobaczyć.
Nie było czasu na protesty. Z tego, co było mi wiadomo, wszystkie pokoje mają taki sam schemat, więc powinien wiedzieć, w którym miejscu stoi szafa. Pokój oświetlał jedynie blask księżyca, dzięki któremu byliśmy w stanie widzieć chociaż zarysy przedmiotów i siebie nawzajem. Bailey wyskoczył z łóżka jak oparzony, na szczęście nie robiąc przy tym zbyt wielkiego hałasu. Kiedy on przesuwał się w kierunku szafy, ja zmierzałam ku łóżku. Kroki stawały się coraz głośniejsze. Osoba szła w kierunku mojego pokoju. Bailey otworzył szafę i, po kilku sekundach wahania, wcisnął się do środka. Ja w tym czasie wśliznęłam się pod kołdrę. Za duża męska koszulka, która mogłaby być idealna na Bailiego była idealną piżamą.
– Ciasno tu – usłyszałam szept dochodzący z szafy.
– Zamknij się.
Dźwięk kroków ustał. Już miałam odetchnąć z ulgą, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Udać, że śpię, czy wstać i otworzyć? Pierwsza opcja wydawała się bezpieczniejsza.
– Logan? – szepnął ktoś z drugiej strony drzwi. Znałam ten głos... Pris? – Słyszałam jakieś głosy. Nie śpisz?
Nie odezwałam się. Bailey na szczęście też nie. Co Pris robiła o tej godzinie? Była przewodniczącą, ze wszystkich osób, to właśnie ona najbardziej powinna unikać robienia takich rzeczy.
Klamka się poruszyła. Pris próbowała otworzyć drzwi. Dobrze, że wcześniej je zakluczyłam. Na wszelki wypadek jednak ułożyłam się szybko tak, jakbym od wielu godzin spała.
Nie udało się jej wejść do środka. Słyszałam ją jeszcze przez krótką chwilę, po czym kroki się oddaliły. Było blisko.
– Możesz wyjść – powiedziałam na tyle cicho, że tylko Bailey mógłby mnie usłyszeć.
Drzwi szafy powoli się uchyliły. Bailey ostrożnie wyszedł ze środka. Szedł na palcach, żeby być ciszej, co wyglądało tak komicznie, że nie potrafiłam powstrzymać cichego parsknięcia. Przypominał nieco nieskoordynowaną baletnicę, która mogła w każdej chwili upaść.
– Nie śmiej się ze mnie – mruknął urażony.  
– To idź normalnie.
Usiadł obok mnie na łóżku.
– O co z tym chodziło?
– Pris. Musimy się dowiedzieć, po co chodzi tak późno w nocy po szkole. Myślisz, że powinniśmy za nią iść?
– Jeśli to się powtórzy, to pewnie. Na razie starczy nam chyba to, co znajdziemy na kamerach. Jak będzie tam coś podejrzanego, zniknie nam w pewnym momencie czy coś, to pójdziemy w jej ślady.  
Bailey wyjął z kieszeni spodni telefon. Patrzyłam przez jego ramię, jak wybiera numer szefa i pisze do niego krótką wiadomość: “Potrzebujemy nagrania z kamer z dzisiejszej nocy”.
– Obejrzymy to razem, jak tylko nam przyśle. Ostatnio jest mało komunikatywny... Chyba powinienem już iść.
Pokiwałam głową. Teraz już naprawdę powinniśmy iść spać.
– Spróbuj się nie zabić na tym dachu – powiedziałam do niego, gdy stał przy oknie.
– Niczego nie obiecuję.

***

Rozpoczął się nasz drugi tydzień w Akademii, a ja z każdym dniem coraz lepiej przystosowywałam się do szkolnego życia. Szkoła nadal była okropna, ale tutaj przynajmniej organizowali kilka ciekawych zajęć pozalekcyjnych, można było spotkać wpływowe osoby, no i oczywiście rozwiązywać narkotykowe problemy.
Śniadanie minęło nam szybko i nieszczególnie przyjemnie. Bailey siedział przy stoliku razem z Beau, bo Praveen został w swoim pokoju, a Andreas i Henke gdzieś zniknęli i nikt ich nie widział. Według Pris zdarzało się to dość często. Ja z kolei siedziałam obok niej i jej przyjaciółek. Żadna z nas słowem nie wspomniała o nocnych wydarzeniach. Zupełnie, jakby nic się nie stało.
W tej chwili byłam w drodze na zajęcia KEZ-u, a zaraz potem czekał mnie angielski razem z jednym z naszych podejrzanych, Wilhelmem. Wilhelm brzmi tak idiotycznie, jak ktoś może woleć, żeby się tak do niego zwracano, zamiast, no nie wiem, Will? Jest jeszcze tyle osób, którym musimy się przyjrzeć, że nawet nie wiem, w co ręce włożyć.
Mieliśmy zdecydowanie za dużo podejrzanych. Zaczynaliśmy dopiero drugi tydzień, a takie akcje trwały czasem miesiącami. Nikt nie kazał nam znajdować sprawcy w ciągu kilku dni. To, że dowiedzieliśmy się o Elli i zdobyliśmy próbkę Króliczka samo w sobie było sukcesem.
W sali, gdzie odbywały się zajęcia klubu, tak samo jak ostatnim razem, panowała wesoła atmosfera. Słychać było nawet cichą muzykę z radia stojącego na jednej z szaf. Leciało właśnie My Way Calvina Harrisa.
Następnym, co zauważyłam, było zajęte miejsce, na którym siedziałam tydzień temu. Obok Praveena siedziała teraz jakaś dziewczyna, a ja nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić.
– Loooogaaaaan – zawołał mnie siedzący za Praveenem Beau. – Zaklepałem dla ciebie miejsce.
Bo oczywiście, że to zrobił. Chłopak za bardzo się stara. To w pewnym stopniu przygnębiające. Jeśli rzeczywiście tak się mną interesuje, to i tak nie moglibyśmy być razem. Po pierwsze, kodeks tego zakazuje, a po drugie, jestem zmuszona okłamywać go odnośnie swojej prawdziwej tożsamości, a niewiele osób jest szczęśliwych, kiedy dowiaduje się prawdy. Często wywołuje to masę kłótni i tekstów w stylu “Ale jak to? Wydawało mi się, że się przyjaźniliśmy? ZDRADA”. To męczące.
– Dzięki – odparłam, zajmując miejsce.
Na jego twarz wstąpił promienny uśmiech, który znaczył tyle, co “Nie ma za co”. Dopiero wtedy zauważyłam, że wygląda inaczej, niż zwykle. Blond włosy wciąż miał idealnie ułożone, a z nosa i policzków nie zniknęły mu jasne piegi. Ale zmieniło się coś innego.
– Dlaczego twoja blizna jest pomalowana na niebiesko?
– Och, to? – Dotknął swojej twarzy. – Praveenowi się nudziło.
Słysząc swoje imię, Praveen obrócił się w naszą stronę.
– To nieprawda. Pomazał się długopisem, kiedy rysował. – I na powrót obrócił się do swojej ławki.
Beau wydął usta, urażony słowami przyjaciela.
– Wszystko psujesz, ‘veen. – Westchnął. Szybko jednak się otrząsnął i ponownie zwrócił do mnie. – Słyszałem od Bailiego, że mieszkał wcześniej w Szwecji. Super sprawa. Też tam mieszkałaś? Macie tak wyrobione akcenty, że w życiu bym nie pomyślał, że nie jesteście stąd.
Bailey opowiadał mu o Szwecji? Mi ledwo cokolwiek opowiada o swoim życiu przed karierą policjanta, a Beau po tygodniu wie więcej, niż ja? Pytanie tylko, czy Bailey opowiadał mu prawdę. Prawda, czy nie, Beau nadal wiedział więcej.
– Tak, Bailey dużo podróżował. Za to ja większość życia spędziłam w Londynie. Mało ekscytujące w porównaniu do jego Amsterdamu, Malmö czy Barcelony. A ty? Jaki z ciebie podróżnik?
– Dość słaby. Może i nazywam się Beau Édouard, co, tak nawiasem mówiąc, znaczy “Piękny, szczęśliwy strażnik”, ale nigdy nawet nie byłem we Francji. Jedyne miejsce poza Anglią, jakie odwiedziłem, to Irlandia. Moi rodzice nie przepadają za dalszymi podróżami i są przeciwni jakimkolwiek dalszym wyjazdom. To problematyczne.
– Przykro mi. Jeszcze tylko pół roku, skończysz szkołę i będziesz mógł podróżować, gdzie tylko będziesz chciał – odparłam, pocieszająco kładąc dłoń na jego ramieniu.
Westchnął przeciągle.
– Żeby to tylko było takie proste.
Rozmawialiśmy o podróżach jeszcze przez kilka minut. W tym czasie on szkicował na sporym ziemniaku kształt łabędzia, którego zamierzał potem wyciąć. Darth Tater miał zostać przerobiony na ptaka. Przypatrywałam się jego robocie, zajadając się ziemniaczanym daniem tygodnia – szaszłykami z ziemniaków.
W pewnym momencie Praveen gwałtownie wstał i zrzucił wszystko ze swojego stolika na ziemię. Siedząca obok niego dziewczyna krzyknęła “Hej!”, a wszyscy inni, w tym ja, tylko się na niego gapili. Nie zwracał na nikogo uwagi. Podszedł do miejsca, gdzie położone było ziemniaczane jedzenie i zrzucił wszystko na podłogę, niczym złośliwy kot.
– Ej, ‘veen, co się dzieje? – zapytał niepewnie Beau, wstając z miejsca i powoli zbliżając się do chłopaka.
– Dobrze wiesz, co się dzieje. Ze wszystkich, to ty... – Nie dokończył. Jego słowa zmieniły się w przyprawiający o ciarki chichot.
Praveen zachowywał się zupełnie, jakby był niezrównoważony psychicznie. Zupełnie, jakby... O nie. Króliczek się rozprzestrzeniał.
Beau zatrzymał się trzy kroki od Praveena i uniósł delikatnie ręce, pokazując tym, że nic mu nie zrobi.
– Nie wiem, o czym mówisz. Chyba powinniśmy zabrać cię do pielęgniarki, co?
Nie byłam pewna, czy powinnam się odzywać. Beau przejął kontrolę, a wtrącając się mogłam tylko wszystko pogorszyć. Obserwowałam więc tylko Beau, popierając jego decyzję. Praveen potrzebował jak najszybciej dostać się do pielęgniarki, potrzebował pomocy.
– Nigdzie z tobą nie pójdę, odpieprz się! – krzyknął Hindus, odsuwając się od Beau. Patrzył na blondyna z czystą nienawiścią.
Jeszcze kilka dni temu siedzieli razem przy stoliku i wesoło rozmawiali, a teraz Praveen zachowywał się, jakby Beau wymordował mu całą rodzinę. Nie wróżyło to niczego dobrego.
– Spokojnie – odezwałam się miękkim głosem do nich. Wciąż nie byłam pewna, czy dobrze robię, mieszając się w to. Skupiłam się na Praveenie. – Może to ja cię zaprowadzę do pielęgniarki?
Nie oczekiwałam, że będzie zadowolony z tej propozycji, ale on spojrzał się na mnie równie groźnie, co na blondyna.
– Oboje trzymajcie się z dala. Pewnie jesteście w zmowie...
– Nikt nie chce cię skrzywdzić. Chcemy tylko ci pomóc. – Beau kontynuował próby uspokojenia chłopaka. – Musisz nam pozwolić. Nie zrobimy niczego wbrew twojej woli.
Chyba, że będzie to konieczne, dodałam w myślach.
Praveen odsunął się jeszcze o dwa kroki. Trafił na ścianę, o którą się oparł. Przez krótką chwilę miałam wrażenie, że chwilę zacznie przesuwać się wzdłuż ściany, byle być jak najdalej od Beau. On jednak zsunął się na podłogę.
– Ej, ‘veen – mówił do niego dalej Beau, podchodząc i siadając obok. Dotknął ramienia Hindusa, który nawet nie poruszył się na ten gest. – Praveen. Odezwij się.
Oczy Praveena powoli się zamknęły. Stracił przytomność. Od razu podbiegłam do chłopaków, chcąc jakkolwiek pomóc. Oby nie było jeszcze za późno.
– Niech ktoś wezwie pomoc! – zawołał Beau do siedzących najbliżej drzwi osób. Jedna z nich wstała i szybko wybiegła z sali, a druga wyciągnęła telefon i gdzieś zadzwoniła. Pewnie po karetkę.
Beau bezradnie pokręcił głową i szepnął ledwie dosłyszalnym głosem:
– Przedawkował. 

Końcówka była dość nieplanowana. 

2 komentarze:

  1. Podoba mi się kolejność, w jakiej Bailey przekazuje informacje. Najpierw Beau, później narkotyki. Urocze.
    Przechodzenie nocą po dachu chyba nie jest najmądrzejszą rzeczą, jaką można zrobić. Prawdopodobieństwo śmierci jest całkiem spore.
    Nawet jakbym chciała brać te narkotyki na poważnie, to przypominam sobie, jak się nazywają, i już nie mogę xDD
    Eh, nie podoba mi się to zepsucie spotkania KEZu. Kogo obchodzi jakiś Praveen, on może poczekać, ziemniaki są ważniejsze. Mam nadzieję, że to dokończą.
    (I że on umrze. Zrzucać ziemniaki na ziemię? Zero szacunku.)
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beau jest priorytetem. Nie można go nie stawiać na pierwszym miejscu.
      Well, śmieć albo chodzenie do szkoły. Sama zdecyduj, co gorsze.
      Ta, Praveen zaczął hopsać jak króliczek i wszystko zepsuł. Jeszcze wiele spotkań przed nimi tho.
      Wzajemnie!!

      Usuń